wtorek, 25 marca 2014

taką wodą być [6]

"I taką wodą być,
co otuli Ciebie całą,
ogrzeje ciało,
zmyje resztki parszywego dnia,
I uspokoi każdy nerw
zabawnie pomarszczy dłonie
a kiedy zaśniesz,
wiernie będzie przy Twym łóżku stać"

Spotkania z przyjaciółmi sprawiają, że człowiek czuje, że ma na kogo liczyć. Otrzymuje wewnętrzną, życiową siłę. Takiej siły nabierała Ada, trzymając w ramionach swoją córkę i patrząc na uśmiechniętych od ucha do ucha Kamila i Ewę, którzy również spodziewali się dziecka. Dawid spacerował, nieustannie się szczerząc do Marty, swojej narzeczonej, a Piotrek z Justyną ganiali swoją niesforną, ale uroczą córcię. Za bramą zaś widać już było Słoweńców z ich drugimi połówkami. Nawet Jurij, który był uważany za podrywacza postanowił się ustatkować i dumnie prowadził bardzo ładną blondynkę, Katję.
- Już jesteśmy - Peter pocałowal w policzek swoją przyszłą żonę - Jak moje dwie damy się czują?
- Dobrze. Bardzo dobrze - uśmiechnęła się szeroko.
- Patrz na Jurija. Który to już miś od niego? - zapytał Peter, parskając śmiechem i patrząc na sylwetkę skoczka zbliżającego się z wielkim pluszakiem.
- Nie wiem, ale w rolę chrzestnego bardzo się wczuwa - zaśmiała się Stoch.
- No, dajcie mi to maleństwo na ręce - zarządził Jurij - Patrz kochanie, co Twój najukochańszy wujek Jurij i ciocia Katja mają dla Ciebie. Kolejnego wielkiego misia!
Mała Nika zaczęła radośnie gaworzyć, a Jurij lekko przytulił ją do siebie, krzycząc, że bierze ją na spacer i nie przyjmuje sprzeciwu.

"Wczoraj, wczoraj nie liczy się
Wczoraj, wczoraj nie liczy się,
bo wczoraj, bo wczoraj
nie było, nie.

- Peter - zaczęła Ada, kładąc głowę na jego ramię - Jakoś słodko to się kończy.
- To dobrze, nasz słodki początek nowego życia - uśmiechnął się szeroko.
- Szczerze? Nigdy nie myślałam, że będę tak szczęśliwa, po tym wypadku, po tym wszystkkm - szepnęła.
- Wiesz, kochanie? Wszystkim się wydaje, że wczoraj ma ogromny wpływ na życie. Może i mają trocję racji, ale nie zdają sobie sprawy z tego, że nie wolno tym wczoraj w pełni żyć. Musimy iść do przodu. Liczy się tu i teraz. Mamy chwytać dzień, po prostu - Prevc subtelnie cmoknął ją w czoło - Powiemy im w końcu o ślubie?
- Powiemy. Skoro nie możesz się tak doczekać - zaśmiała się Ada.
Zwołała wszystkich do ogrodu. Słońce cieszyło się razem z nimi, skwar był niemiłosierny. Ze szczęściem patrzyła na swojego brata, który czule obejmował swoją żonę czy też na Jurija, który z rozanieleniem w oczach patrzył, jak Katja podaje picie małej Nice.
- Chcemy Wam coś powiedzieć - Peter chwycił Adę za dłoń - Jesteśmy zaręczeni. No i mamy ustaloną datę ślubu.
Tajemnica, którą para ukrywała przez kilkanaście dni w końcu ujrzała światło dzienne. Radość z ich szczęścia objęła wszystkich gości.
Szczęście. Tak bardzo go pragnęli i w końcu je mają.

- Kamil, mogę mieć pytanie? - ciepły wieczór sprawił, że Ada ze swoim bratem już od dobrych dwóch godzin rozmawiali w ogrodzie.
- Wal śmiało.
- Co się stało z Maćkiem i Kubą?
- Nadeszła pora, byś się dowiedziała - westchnął - Maciek popadł w konflikt z prawem. Zaczął eksperymenty z narkotykami. Jego ojciec zapłacil kaucję i teraz próbuje pomóc mu w powrocie do skoków. A Kuba? Pojechał do Austrii za dziewczyną, bardzo się zmienił. Na lepsze.
- Wszystko się ułożyło. Na szczęście - szepnęła Ada.
- Na szczęście mamy szczęście, na które tak czekaliśmy - zaczęli patrzeć w gwiazdy.

Nie zawsze było kolorowo, ale skończyło się jak w baśni.
Żyli długo i szczęśliwie.
_____________________
Nie będę próbowała się usprawiedliwiać, ale wyjaśnię, czemu nie było mnie miesiąc.
Trochę opuściło mnie natchnienie. Musiałam poszufladkować pomysły, ciężko pracować w bałaganie. Porządek jest i teraz wracam z weną :D
W czwartek - "Echo", a teraz żegnamy się z Adą i Peterem.

sobota, 8 marca 2014

wpuść mnie [5]

Przyszedł lipiec.
Upały przyszły już na początku czerwca, co Ada znosiła bardzo ciężko. Zostawała w domu, nie mając możliwości zaznania smaku życia towarzyskiego. Czasem zostawali z nią Kamil i Ewa, czasem odwiedzali ją też rodzice, którzy mimo wszystko cieszyli się z jej ciąży. Najczęściej z nią był jednak Peter, który bardzo troszczył się o nią i o dziecko. Kontaktu szukał też nią Maciek, którego jednak skutecznie unikała.
Dziś nadszedł ten dzień, w którym miała wyjść z domu. Wielkimi krokami nadchodziło Letnie Grand Prix w Wiśle. Ada, mimo przeciwności była zdecydowana na wyjazd. Skoki już od najmłodszych lat, za sprawą jej brata. były dużą częścią jej życia, a to, że mają skakać dwie najważniejsze dla niej osoby dodatkowo ją motywowało do tej decyzji.
- Gotowa? - wpadł jak z procy Kamil - Mam niespodziankę, jedziesz z nami!
- Nie będę wam przeszkadzać? - zapytała niepewnie jego siostra.
- Oczywiście, że nie będziesz. Inaczej trener na wyjazd by się nie zgodził.
- Będzie Maciek?
- Będzie - powiedział cicho Kamil - Jednak zadbam o to, żeby trzymał się tam z daleka od Ciebie.
- Dziękuję Ci - wtuliła się w niego.
- No już - objął ją - bierzemy bagaż i idziemy.

Droga dłużyła się w nieskończoność.
Miała jednak niezastąpionych kolegów, którzy co chwilę sypali żartami, jak z rękawa. Piotrek sprzedawał najnowsze żarty, zaś Janek rechotał z tego powodu jak żaba. Jedynie Maciek siedział przygaszony, przypatrując się cały czas brunetce. Wyraźnie było widać, że ma ochotę wstać, pociągnąć ją w kąt, gdzie nie będzie im nikt przeszkadzał i spokojnie porozmawiać. Okazja ku temu właśnie się zjawiła. Jako pierwszy wstał z siedzenia, pociągnął za rękę niczego nie spodziewającą się Adę i szybko odeszli od auta.

"I próżno tu szukać alarmów, niespodzianek czy złego psa,
do środka, do ciepła, do sieni 
nie bardzo mogę, nie bardzo się da,
nie bardzo mogę, nie bardzo się da."

- Kot, do cholery, czyś Ty zwariował? Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęła dziewczyna.
- Ciszej - szepnął - Musimy porozmawiać, nie sądzisz?
- Nie, nie sądzę, myślałam, że dałam Ci to do zrozumienia - syknęła ze złością.
- A ja ci daję do rozumienia, że wszyscy z rodziny Kot tak łatwo się nie poddają - spojrzał głęboko w jej oczy.
- Twój braciszek już to pokazał - zdjęła jego ręce ze swoich ramion.
- Po prostu odpowiedz mi na jedno pytanie, ok? Czy to na pewno jest dziecko Petera?
- Na takie idiotyczne pytania jak to nie bardzo mi się chce odpowiedzieć - warknęła - Ale tak, to na pewno jego dziecko.
- Który to miesiąc?
- Ciężko policzyć od marca do lipca?
Maciek tylko skinął głową.
- Rzeczywiście. Bo wiesz... chciałbym, żeby to dziecko było moje. Może wtedy byśmy się znów zeszli - westchnął.
- Czy Ciebie do reszty pogrzało?! Pogódź się z tym, że nigdy do Ciebie nie wrócę i to tylko i wyłącznie z Twojej winy. Co, kochanka Cię porzuciła, więc teraz wracasz z podkulonym ogonem? - do Ady przyszła ta pewność siebie, która już dawno od niej odeszła, głównie za sprawą Kuby. Przez te kilka miesięcy odbudowywała swoją wartość.
- To nie tak. Doszło do mnie, że kocham tak naprawdę Ciebie, rozumiesz? - odrzekł Maciek.
- Przepraszam Cię, miałem Ci pomóc - skruszony Kamil podbiegł zadziwiony tym, co się działo przed momentem - A Tobie coś mówiłem, prawda?
- Tak, przepraszam. Już odchodzę - Kot ze zrezygnowaniem ominął parę szepcząc do siebie "Maciej Kot tak łatwo się nie poddaje".

Konkurs już się zaczął, a ona jest w hotelu. Dlaczego? Musiała przemyśleć rozmowę z Kotem. Uświadomiła sobie, że krzywdzi samą siebie i Petera myślami o Maćku. Po co ma dręczyć czymś, o czym chce zapomnieć osobę dla niej bardzo ważną? Nie wiedziała, co ma zrobić. Doszło już do tego, że miała takie radykalne pomysły, jak ucieczka. Nie lubiła nikogo zadręczać swoimi problemami, a samo to, że każdy usiłował jej pomóc było dla niej zawstydzające.
Nie mogła go jednak zostawić. Musiała przyznać przed samą sobą, że zakochała się w Peterze Prevcu, osobie, która przez jedną noc stała się tą z grona najbliższych. Kolejnym krokiem jest wyznanie mu miłości. Problem, przeszkoda w tym nazywała się Maciej Kot, która stale ją dręczyła.
- Jestem pierwszy, Peter jest czwarty, a Kocura nie będzie w drugiej serii. Trzymaj kciuki! - przeczytała na głos sms od Kamila. Teraz chciała tylko tego, by ten ostatni nie przychodził.

"Wpuść mnie,
na całe miasto, z całych sił - wołam,
wpuść mnie,
wpuść mnie, bo skonam.
Przecież na piętrze licho światło się tli 
jak kot będę czekał uchylonych okien czy drzwi."

- Ada, wiem, że tam jesteś! Wpuść mnie! - usłyszała bardzo znajomy krzyk. Sprawdziły się jej najgorsze obawy.
- Maciek, do cholery, czy ja ci już czegoś nie mówiłam? Proszę, zostaw mnie w spokoju - powiedziała spokojnie i z opanowaniem.
- Aduś, zależy mi na Tobie, na dziecku. Uświadomiłem sobie to przez te miesiące, w które Cię nie widziałem. Tamten romans był błędem, kocham Cię!
- Ale ja Ciebie nie kocham, rozumiesz? - krzyknęła. Rozpętała się burza, konkurs został przerwany - zauważyła, jak niektórzy skoczkowie wracają. Postanowiła więc dać znać Kamilowi, chciała pomocy.
- Maciek, co ty do cholery robisz? - to był... Kuba. Co on tam robił? Znów chciał robić wyrzuty Stoch?
- Zamknij się, zrobię to, co uznam za stosowne - syknął Maciek.
- Nie słuchaj go, Ada! On ma cel w powrocie do Ciebie! - krzyczał Kuba. Niedługo potem słychać było kolejne głosy, wśród nich Kamila i Petera. Postanowiła więc podejść i otworzyć drzwi.
- Co tu się dzieje, natychmiast mi wyjaśnij, Kuba, o co chodzi? - krzyknęła, pokazując im, żeby weszli do środka.
- On chce być z Tobą nie z miłości, tylko chce oczyścić swój wizerunek po tej aferze z Waszym rozstaniem - powiedział poważnie Kuba. Kamil z Peterem trzymali Maćka, który wyraźnie nabrał ochoty na bójkę. Obok nich stali Tepes z Jankiem.
- Na jakiej podstawie mam Ci wierzyć? Od kiedy jesteś taki wspaniałomyślny? Jeszcze niedawno najchętniej byś mnie zabił - zapytała niepewnie Ada.
- Uświadomiłem sobie, jak bardzo Cię krzywdziłem po pójściu na terapię. Dopiero to postawiło mnie na nogi. Wiem, że przepraszam nie wystarczy za to piekło, które Ci zgotowałem, więc poczułem, że muszę Ci pomóc przed uniknięciem podjęcia najgorszej decyzji w Twoim życiu. Mówię prawdę - wyjaśnił cicho Kuba. Uwierzyła mu. Widziała w jego oczach skruchę, żal, ale i determinację.
- Powinienem Ci teraz przylać, Kot - Prevc lekko go szarpnął.
- Jak mogłeś to zrobić? - syknęła Stoch.
- Skorzystalibyśmy na tym oboje - mruknął Maciek.
- Tylko ty byś na tym skorzystał. Kocham Petera - powiedziała już nieco łagodniej, a oczy Słoweńca były wielkości pięciozłotówek. Nigdy tego nie powiedziała na głos. Ich stosunki były dziwne - nie mogli siebie nazwać parą, jednak zachowywali się, jakby byli dla siebie kimś więcej, niż przyjaciółmi. Puścił Kota, a Maciek uciekł jak tchórz, krzycząc, żeby wszyscy dali mu spokój. Jego starszy brat usiadł na krześle i odetchnął z ulgą. Zaraz potem jednak z resztą skoczków wyszedł. Wszyscy czuli, że to ważny moment dla tej dwójki.
- Ada, naprawdę? - Peter ujął twarz w jej dłonie.
- Tak. Wiesz, że przez te parę miesięcy zrozumiałam, że jesteś dla mnie bardzo ważny - szepnęła.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? - zapytał.
- Pamiętam, jak mogłabym zapomnieć - uśmiechnęła się.
- Wtedy się w Tobie zakochałem - wydusił z siebie - Spodobałaś mi się od pierwszego wejrzenia, a im lepiej Cię poznawałem, tym stawałaś się dla mnie coraz ważniejsza.
Ada wtuliła się w tors Petera. Miłość, stabilizacja. Tak bardzo za tym tęskniła.
- Kocham Cię, Peter, pamiętaj.
- Będę przy Tobie zawsze - cmoknął ją w czoło.
Wpuścił ją w swoje ramiona. Światło gdzieś na piętrze, kilkanaście metrów nad Ziemią, nad rzeczywistością, nie zgasło. Miłość się ujawniła.
______________________________________________________________________
Witam!
Osiem dni mnie nie było.. zdecydowanie za długo. Zaległości to jednak diabelska rzecz, którą ciężko nadrobić. Przybywam z przedostatnim rozdziałem, który mi się niezbyt podoba, bo jest trochę bez ładu i składu. Po tym opowiadaniu będzie gościła niemiecka, kryminalna zagadka ("Echo"). A potem? Prawdopodobnie coś austriackiego ^^ Jutro zaś pojawi się rozdział na Harrim (http://bez-tchnienia.blogspot.com, serdecznie zapraszam) :)
Pozdrawiam!

sobota, 1 marca 2014

od kiedy ropą [4]


"Od kiedy ropą goją się rany, od kiedy

na polany zielone wyszły barany,

motyle trotylem pachną jak nigdy,

od kiedy niebiosa na czubku nosa mamy"


Wróciła już do domu.
Konkursy dla Polaków były piękne. Swój drugi konkurs wygrał Piotrek, a Kamil odebrał pierwszą Kryształową Kulę w karierze. Drużynowo zaś chłopcy stanęli na trzecim stopniu podium.
Teraz musiała wrócić na studia i zacząć ostro pracować. Piękna pogoda, która umożliwiała wykonywanie prac w ogrodzie rozluźniała ją. Choć Maciek nadal usiłował szukać z nią kontaktu, ona nie przejmowała się tym zbytnio. W zmianie jej nastawienia w dużej mierze pomógł jej Peter. Potrafiła godzinami siedzieć przytulona w jego tors pod skocznią, gdzie było dość cicho i gdzie mogli spokojnie porozmawiać, bowiem wszyscy świętowali koniec sezonu pod hotelem. Nie deklarowali sobie nic. Po prostu cieszyli się własnym towarzystwem.
Teraz, kilka tygodni po tych wydarzeniach w otoczeniu rodziny odnajdywała spokój. Niecałkowity, bo prócz Maćka głowę zaprzątały jej problemy zdrowotne. Omdlenia były na porządku dziennym, jej upodobania kulinarne zmieniły się na dziwniejsze.
- O cholera... - złapała się za głowę, zaglądając do kalendarza.
Nie wiedziała, co ma zrobić. O jej nocy z Peterem nie wiedział nikt. Teraz okazało się, że prawdopodobnie, a raczej na pewno, jest w ciąży.
Nie chciała dziecka, nie teraz. Popsułoby jej plany na przyszłość. Dziecko dla większości par jest radością, najjaśniej świecącym promykiem. Dla niej było osobą, która może nieco zniszczyć plany. Swoje dziecko chciała powitać później, we własnym domu, z mężem, z dobrze płatną pracą.
- Ewa! - pomyślała Ada i drżącymi rękami wybrała jej numer telefonu. Po kilku sygnałach usłyszała pogodny głos zony jej brata.
- Co się stało, Ada?
- Kiedy będziesz w domu? - zapytała spokojnie dziewczyna.
- Za pół godziny, czemu pytasz?
- Musimy porozmawiać, szczerze - zaczęła płakać do słuchawki Ada.
- Może będę nawet szybciej, coś czuję, że sprawa jest bardzo poważna. Zaraz będę! - powiedziała głośno Ewa.
Usiadła na ławce i skuliła się. Co miała robić, jak nie płakać? Nie umiała znaleźć żadnego logicznego rozwiązania, prócz urodzenia dziecka i wychowania go. Nie myślała o aborcji, nie miałaby serca tego zrobić, ale potwornie się bała, że sobie nie poradzi, że zostanie sama. Nie chciała też nic mówić Peterowi - niestety nie udałoby się tego utrzymać w tajemnicy.
Nie minęło nawet dwadzieścia minut, a w drzwiach stanęła Bilan-Stoch, natychmiast podbiegając do Ady.
- Dlaczego płaczesz? 
- Ewa, ja muszę Ci coś powiedzieć - zaczęła dziewczyna - Bo ja... jestem w ciąży.
- Mój Boże... - Ewa zszokowana przytuliła siostrę męża - Ale jak, gdzie? To się stało w Planicy?
- Tak - pociągnęła nosem Ada.
- A mogę zapytać, z kim?
- Z Peterem... ale to był tylko jeden, jedyny raz - słychać było jeszcze głośniejszy płacz.
- Fakt, przecież często Cię widziałam z nim - zauważyła Ewa, wzdychając ciężko - Nie martw się i nie rób nic głupiego. Ja i Kamil Ci pomożemy. Będzie dobrze, zobaczysz. Wiem, że to nie jest odpowiedni moment dla Ciebie na dziecko, ale musisz temu stawić czoła.
- Już widzę tę radosną minę Kamila - mruknęła brunetka.
- Bardzo szczęśliwy na początku nie będzie, ale nie może być tak źle - uśmiechnęła się delikatnie Ewa.
- Mnie obgadujecie? Cześć dziewczyny - zawołał z uśmiechem temat poboczny rozmowy, który właśnie wrócił z treningu - Co się stało? Macie mi coś do powiedzenia? - zapytał niepewnie, widząc miny żony i siostry.
- Chodź na bok - powiedziała cicho Ewa, pokazując Adzie, żeby się nie denerwowała. Opowiedziała Kamilowi całą historię, a ten tylko z cichym "o cholera" ukrył twarz w dłoniach.
- Chodź do mnie, młoda - uśmiechnął się do swojej siostry, by dodać jej otuchy - Zawsze Ci pomogę z Ewą, choćbyś zrobiła najgłupszą rzecz na świecie. To też i moja wina, nie dopilnowałem Cię. Ale chciałem dobrze - przytulił ją do siebie.
- Nie jestem przecież małym dzieckiem, odpowiadam za to tylko i wyłącznie ja - odpowiedziała Ada.
- Wiesz, że musimy powiedzieć rodzicom i Peterowi? - zaczął Kamil.
- Peterowi? To konieczne?
- Chyba nie masz zamiaru tego przed nim ukryć? - zdziwił się skoczek - Mogę mu o tym powiedzieć ja.
- Powiedz mu, że nic nie musi - szepnęła.

"Czy nie czujesz, że
jakoś tak do siebie 
bliżej nam?
Jakoś tak do siebie
bliżej nam"

Ciepły wiatr i słońce sprzyjały rozmyślaniom.
Siedziała w ogrodzie z kubkiem zielonej herbaty w ręku, w domu nie było nikogo. Musiała ograniczyć picie swojej ukochanej kawy, co było jedną z małych katorg. Była już umówiona na wizytę u lekarza, o co zadbała Ewa. Wizyta ta jednak to tylko formalność. Ada nie myślała, że doświadczy macierzyństwa akurat teraz. Musiała być teraz silna.
Nie obawiała się reakcji Petera czy rodziców. Najbardziej bała się reakcji Maćka. Wiedziała, że długo tego nie ukryje, dziecko będzie rosło wraz z jej obawami. Myślała, co w razie czego mu odpowie, gdy usłyszała ciche pukanie do drzwi.
- Już idę! - wstała z huśtawki otworzyć drzwi. Nie spodziewała się, że zobaczy akurat Jego. Peter. To on stał za drzwiami.
- Cześć - zaczął nieśmiało - Możemy pogadać, prawda?
- Wejdź - uśmiechnęła się lekko i zaprowadziła go do ogrodu, wskazując mu miejsce, w którym może usiąść.
- Długo miałaś zamiar ukrywać ciążę? - zapytał z żalem Prevc.
- Peter, to nie tak. Masz karierę na głowie, cele do osiągnięcia. Dziecko by Ci tylko w tym przeszkodziło. Najważniejszy jest teraz Twój rozwój - Ada spuściła głowę.
- Nie Ada, to wy teraz jesteście najważniejsi. Ty i dziecko. Nie myślałaś raczej, że Ciebie tak po prostu zostawię. Z moją karierą wszystko będzie ok, przecież to nic nie zmieni w tej kwestii - Słoweniec przybliżył się do niej i objął ją - Nie musimy się wiązać, ale chcę być blisko Was.
- Mógłbyś tyle nie gadać? - zaśmiała się Ada i mocno się w niego wtuliła.
Padły deklaracje. Nie tak jednak odważne, jak wydawałoby się w tej sytuacji.

"Od kiedy wiosna strzeliła nam wojną
od kiedy bombami pulchnieją stragany,
od kiedy ślina nasza smakuje ołowiem,
od kiedy ropą goją się rany?"

Rozmawiali długo. O przyszłości, o tym, co będzie, gdy na świecie pojawi się ich dziecko. Nie bała się już tak, jak wcześniej. Miała kolejną osobę, która chciała jej pomóc, nie miała zamiaru zostawić ją samą sobie z dzieckiem. 
Zamykała już rozdział zatytułowany "Maciej Kot". Już nie płakała. Wylała wystarczającą ilość łez. Teraz tylko miała z Peterem oczekiwać dziecka. On jednak uporczywie w tym przeszkadzał.
- Janek, trzymaj tego miśka, muszę iść po śpioszki - krzyknął Piotrek i wcisnął Ziobrze miśka. Ten zaś delikatnie zapukał o szafę.
- Dzień dobry - krzyknął, łapiąc się za nogę. Uderzył nogą o szafkę, mając ograniczone pole widzenia przez prezent dla malucha.
- Janek, wszystko ok? - Ada i Peter wybuchli niepohamowanym śmiechem.
- Tak. Wszyscy tu jesteśmy, chcemy dziecka pogratulować - wręczył im miśka.
- Papla Kamil. A jest Maciek? - zapytała Ada.
- Na Wasze, no i muszę przyznać na nasze szczęście go nie ma. Kazał przekazać, że życzy Wam wszystkiego najlepszego i że musisz z nim porozmawiać.
- Ona nic nie musi, Maciek niech nie będzie taki do przodu - mruknął Peter.
- No dobra, stary. Mamy tu jeszcze parę osób z prezentami - powiedział Janek. Wśród polskich skoczków znalazł się jeszcze Jurij z ogromnym prezentem.
- Narty dla małego lub małej. Namaszczam na swojego następcę - zaśmiał się Jurij - Gratuluję pięknej mamie dzidziusia i trochę brzydszemu tacie celności.
Peter tylko pokiwał z politowaniem głową, obejmując mocniej Adę, która położyła się na jego ramieniu.

Strach po części przeszedł. Całkowicie nie zniknął. Maciek sprawia, że nie znika. Ale serce powoli przestaje ropieć. Goi się.
______________________________________________________
Witam po tygodniowej nieobecności! :)
Koniec ferii oznacza dla mnie małą tragedię. Siedziałam sobie w domu, nie myśląc o szkole, a jednak czuję, że jeszcze nie wypoczęłam. Niestety szkoła nie poczeka choć jeszcze tydzień, a bardzo bym chciała. 
Dziękuję za komentarze, które sprawiają, że mój uśmiech jest szerszy! Pozdrawiam ♥