środa, 2 lipca 2014

Echo [3]

- Zadzwonię do Severina.
- Chcesz, żebyśmy się z nim spotkali jeszcze dziś?
- A zależy ci, żebyśmy rozwiązali zagadkę możliwie szybko?
- No zależy, zależy... Ale nie uważasz, że powinniśmy najpierw sami pomyśleć nad tym, co powiedział Marinus?
- A nad czym tu myśleć? Dwie osoby, zabójstwo, możliwe, że jeden z nich to Wellinger, ale nawet mi się nie chce to wierzyć. Skończmy tę rozmowę, ja zadzwonię.
Carina była zdeterminowana. Koniecznie chciała spotkać się z Freundem teraz, zaraz. Nie miała zamiaru czekać, wiedziała, że w tym przypadku czas działa na ich niekorzyść. Wystukała na ekranie komórki numer Severina i nacisnęła zieloną słuchawkę.
Pierwszy sygnał.
Drugi.
Trzeci.
- Halo, Carina? - Vogt odetchnęła z ulgą. Odebrał.
- Cześć, Severin. Dzwonię do Ciebie, bo... Bo chcemy się z Tobą spotkać, ja i Andreas - wydusiła z siebie skoczkini.
- Domyślam się, w jakiej sprawie. Bardzo Wam współczuję, coś strasznego - Freund przez chwilę milczał - Myślę, że będę w stanie Wam choć trochę pomóc. A czy już cokolwiek wiecie?
- Od Marinusa wiemy, że mamę zabiły dwie osoby. Od niej samej wiem, że to były osoby o imionach zaczynających się na A i W. Śniła mi się przez kilkanaście nocy.
- O, to myślę, że to, co wiem może Ci się przydać i znacznie przybliżyć Was do rozwiązania sprawy. Kiedy chcecie się ze mną spotkać?
- Możliwie najszybciej - odrzekła Carina.
- Dziś o dwudziestej pasuje? - zapytał Severin.
- Pasuje - ucieszyła się Vogt - A Caren nie będzie mieć nic przeciwko?
- Nie będzie, bo już nie jesteśmy razem - powiedział smutno skoczek - No nic, więcej Wam powiem, jak przyjedziecie. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia - uśmiechnęła się sama do siebie - Andreas!
Tymczasem on siedział na krześle z rękami złożonymi podobnie, jak do modlitwy. Poczucie winy gryzło go coraz bardziej. Nie mógł jednak nic powiedzieć. Dla dobra wszystkich, którzy są w to zamieszani. Usłyszawszy krzyk swojej siostry, natychmiast wstał i udał się do salonu.
- Andreas, o dwudziestej mamy być u Severina. Szykuj się - skwitowała Carina - I denerwuj się tak, braciszku. Rozwiążemy to.
Wank uśmiechnął się nikle. Ta sprawa nie może ujrzeć światła dziennego, tego się bał. Ale już tego nie powstrzyma. Z tego doskonale zdawał sobie sprawę. Już zawsze będzie musiał udawać, że nic o sprawie nie wiedział.

Wieczór był pogodny, gwiazdy migotały na niebie, jednak było dość zimno. Carina i Andreas szybko wysiedli z auta i pobiegli w stronę domu Severina. Zapukali lekko do drzwi.
- Jesteście punktualni - uśmiechnął się Freund - Zapraszam.
Wszędzie panował idealny porządek. Dbałość blondyna o to była często obiektem małych żarcików, ale każdy podziwiał to, jak wnętrze jego gniazda wygląda. Każda ozdoba była dopasowana do mebli.
Severin wskazał Wam miejsce na kanapie, uprzednio przynosząc trzy kubki z gorącą herbatą.
- Przejdźmy do sedna sprawy. Po pierwsze: to, co wiem, wskazuje, że jednym z zabójców był Wellinger. Po drugie: sądzę, że drugą osobą jest ktoś z bardzo bliska, chyba ze sztabu szkoleniowego. Po trzecie: Caren pracowała dla służb specjalnych. Gdy się wyprowadzała, nie zabrała ze sobą akt. Nie przeglądałem ich, chcę, żebyście je zobaczyli jako pierwsi.
- Czyli to było powodem twojego rozstania z Caren. A i dlaczego podejrzewasz, że to Wellinger zabił naszą mamę.
- Jego dziwne zachowanie. Na początku rozmawiał z jakimś szemranym towarzystwem i mówi, że zemści się na tych, którzy odebrali mu matkę. A wasza mama była razem z matką Andreasa na tej akcji i młody sądził, że to jej wina.
- A te podejrzenia związane ze sztabem szkoleniowym? - dociekała Carina.
- To druga część. Andreas zachowywał się najbardziej dziwnie w obecności całego sztabu szkoleniowego. Często opóźniały się treningi przez jego rozmowy z Schusterem.
- Schuster?! Ma na imię Werner... to by pasowało. To on może być tym W! A dzwoniłeś do Marinusa, powiedziałeś mu o tym wszystkim.
- Tak, zadzwoniłem, zanim przyszliście, powiedziałem mu w skrócie o co chodzi. W zasadzie to zaraz powinien tutaj być - w tym samym czasie usłyszeli dzwonek do drzwi.
- Andreas, jeśli to będą Wellinger i Schuster, to ja ich chyba zabiję - łzy napłynęły Carinie do oczu, a Wank przytulił ją do siebie. Z jego ust wydobywało się delikatne "cicho, spokojnie".
- Witajcie - krzyk Marinusa rozniósł się po salonie - Wiem o wszystkim. To bardzo poważne zeznania, które mogą wpłynąć na całe śledztwo. I te akta... Widzieliście już je?
- Nie, dopiero mieliśmy je otwierać - odrzekła Vogt, ocierając łzy.
Marinus usiadł obok niej, delikatnie objął ją, chcąc dodać jej otuchy. Wank drżącymi rękoma otworzył akta.
Po cichu czytał to, co poniekąd już wiedział.
Śmierć Sandry Wellinger, udział Katrin Vogt w akcji, afera korupcyjna w Niemieckim Związku Narciarskim, lista osób zamieszanych w śledztwa, nazwisko byłej partnerki Freunda, członków sztabu szkoleniowego.
To było dla niego za dużo. Rzucił aktami o stół i zaczął płakać. Carina bez słowa przytuliła go.
Nie wiedziała jednak, jak wiele zmieni się w ich życiu. Że Katrin to nie jedyna osoba, która zostanie jej zabrana.

Wychodziwszy z domu Marinus zatrzymał na chwilę Carinę. Czuł, że jego policzki przybierają purpurową barwę.
- Caro, chciałbym, żebyś się zrelaksowała, więc może pójdziesz ze mną na kawę? - zapytał nieśmiało Kraus.
- Chętnie, bardzo chętnie. Mam już dość tego życiowego napięcia. Może to mnie rozluźni - powiedziała Vogt.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze - brunetka wtuliła się w jego tors. Słyszała jego szybsze bicie serca.
To serce w tym momencie biło tylko dla niej.
_____________________________
Odzyskałam to, czego długo nie mogłam znaleźć przez te dwa miesiące - wenę i motywację. Musiałam trochę odpocząć, odświeżyć myśli. Jesteśmy już coraz bliżej rozwiązania zagadki!
Dziękuję Arturowi Rojkowi i jego "Syrenom". Zanurzając się w dźwiękach tej piosenki, pisałam ten rozdział.
W międzyczasie siatkarskich kibiców zapraszam na nieprzygodę!
Pozdrawiam!

niedziela, 4 maja 2014

Echo [2]

Marinus.
To jedno imię dzwoniło w głowie Cariny przez cały ranek. O dziwo, przez część nocy, podczas której nareszcie spała nie śnilo jej się nic. Po raz pierwszy od trzynastu dni mogła spać normalnie, spokojnie.
- To jak, dzwonimy do niego? Nie sądzę, żeby spał, jest już po pierwszej? - zapytała po raz setny zniecierpliwiona Vogt.
- No dobrze, zadzwonimy do niego - westchnął głośno Andreas. Drżącymi rękami wybierał numeru telefonu do przyjaciela.
Przyjaciela, który może dowiedzieć się o tym, że Andreas wie o wiele więcej o śmierci Katrin, niż wszyscy myślą. Wank wiedział wszystko.
Przyjaciela, który nie wiedział, że swoją matkę pokochał dopiero krótko przed śmiercią
Przyjaciela, który nie domyślał się, że przez całe życie jej, tak po prostu, tak po ludzku, nienawidził.
W milczeniu słuchali kilku sygnałów, Wank głośno przełknął ślinę. Carina tymczasem wbiła wzrok w puszysty dywan.
- Halo - wymamrotał zaspany Kraus.
- Cześć, pewnie cię obudziliśmy - dziewczyna przejęła inicjatywę.
- Nie, po prostu przed chwilą się obudziliśmy.
- Mamy wielka prośbę - zaczął niepewnie Andreas - Chodzi o sprawę śmierci Katrin Vogt, naszej matki. Mamy kilka pytań. Chyba coś wiesz.
- Ano wiem, postaram się pomóc. Za dwie godziny, knajpka obok dworca kolejowego. Bądźcie ostrożni. Spotkamy się na miejscu - dwa ostatnie zdania Marinus wymówił prawie szeptem. Szybko się rozłączył.
- Szykujmy się - powiedział beznamiętnie Andreas.
Bał się dwa razy bardziej.

Knajpka była mało sympatyczna, lecz popularna ze względu na położenie. Tego dnia jednak nie było za dużo ludzi. Andreas i Carina usiedli w miejscu wskazanym przez Marinusa w SMS - w samym rogu.
- Witajcie - rzekł Marinus - Nikt za Wami nie szedł?
- Nie, a dlaczego pytasz? - zdziwiła się Carina.
- Zaraz Wam opowiem. Dowiesz się kilku ciekawych rzeczy. Ale wiesz, że to musi zostać między nami? Tak naprawdę nie powinno nas tu być, nie powinniście na razie nic wiedzieć - zaczął Kraus - Po pierwsze: tego nie wiedzieliście, ale Wasza matka była tajną agentką w niemieckich służbach specjalnych. Po drugie: wszystko wskazuje na to, że to było zabójstwo. Po trzecie: śledztwo jak na razie wskazuje na to, że zabiły ją dwie osoby.
- Jak to? - Carina ukryła twarz w dłoniach.
- Przemyciłem Wam dokumentację - powiedział cicho Kraus.
Czarne litery mówiły jasno i potwierdzało to, co mówi Marinus. Zabójstwo, dwie osoby, służby specjalne.
- Tak odnośnie tych dwóch osób... Od śmierci mamy śniła mi się ona mówiąca o inicjałach A i W. Może to zabójcy? - zauważyła Vogt.
- To ciekawe - ożywił się Marinus i zapisał sobie inicjały w notesie. Musisz złożyć zeznania uzupełniające. I chyba mam trop, odnośnie A.
- Jaki trop?! - w końcu odezwał się Wank. Zagadka niebezpiecznie zbliżała się do zakończenia.
- Z tym A... To chyba chodzi o Andreasa Wellingera. Pięć tygodni temu zginęła w akcji matka tego dzieciaka. Strasznie cierpi, jest nawet po próbie samobójczej. Przed jej śmiercią, gdy mieliśmy ostatnie treningi, zachowywał się bardzo dziwnie. Mogła w nim się obudzić chęć zemsty. Mógłbym też Ciebie podejrzewać, Wanki, ale jesteś moim przyjacielem i wiem, że własnej matki byś nie skrzywdził - spuentował młody policjant.
Andreas się zaczerwienił. Marinus nie wiedział o nim wielu rzeczy. Budziło się w nim poczucie winy.
- Będziesz badać ten trop? - zapytała niepewnie Carina.
- Mogę Ci powiedzieć, że zrobię wszystko, co w mojej mocy - chwycił ją lekko za rękę. Wank przełknął nerwowo ślinę.
- Jeżeli Wam mogę coś poradzić - kontynuuował Marinus - Dalsze tropy możecie badać u Severina, który jest ze służbami specjalnymi naprawdę blisko. Wierzcie mi, to bardzo spójnie działajaca organizacja. Gdybyście czegoś się dowiedzieli, dajcie znać. Zbadamy to
- Przepraszam, muszę wyjść, muszę ochłonąć - Wank nie wytrzymał napięcia.
Marinus tymczasem delikatnie przysunął Carinę i przytulił ją do siebie. Słyszała szybsze bicie jego serca.
- Nie bój się, pomogę Ci. Rozwiążemy tę sprawę - gładził jej włosy.
- Ale Wellinger? Nie wierzę w to - szepnęła Vogt.
- To na razie jedna z możliwych hipotez. Spokojnie i pamiętaj, że możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję Ci. Do zobaczenia - zamknęła oczy i delikatnie musnęła ustami policzek Krausa.
- Do zobaczenia. I dzwoń, jak się czegoś dowiesz! - dotknął miejsca pocałunku. Nabrał pewności, co do uczuć. Kochał ją. I zrobi wszystko, by sprawę rozwiązać.

Andreas nie spał. Patrzył na spokojnie leżącą Carinę, a łza poleciała mu ukradkiem. Wiedział, że prawdy dłużej nie ukryje.
- Co ja narobiłem... Krzywdzę - szepnął sam do siebie.
_________________________
Majówka, więc przychodzę z nowym rozdziałem! :D
Kwiecień był ciężki, na szczęście nadeszły wspomniane dni wolne. Postaram się poświęcić trochę czasu na nadrabianie zaległości na blogach.
Mam nadzieję, że święta wielkanocne minęły wam w rodzinnej atmosferze!
Pozdrawiam!

PS Powodzenia, maturzyści, dacie radę! Ja w Was wierzę :)

sobota, 12 kwietnia 2014

Echo [1]

Słyszała troskliwy, uspokajający szept.

"Mamo, tęsknię!"

Ciche echo słów "Nie bój się, kocham Cię" odbijało się w otoczeniu, a postać kobiety zaczęła blednąć.

"Mamo, zostań!"

Sylwetka zaczęła jej machać na pożegnanie, mówiąc, że sobie bez niej poradzi. Łzy zaczęły kapać po
policzkach jej śpiącej córki, choć nie była tego świadoma.

"Mamo, nie poradzę sobie bez Ciebie!"

"Zagadka, zagadka", "A i W" mieszały się w jeden dźwięk. Wyglądały one na wskazówki.

"Mamo, co ja mam zrobić?"

"Masz ich odnaleźć. Odnaleźć"

Zniknęła w odmętach dymu, a do oczu jej córki zaczęło docierać światło poranka.
- Mamo, nie! - dziewczyna gwałtownie podniosła się z poduszki. Jej szloch był cichy, jakby chciała ból pokonać sama, bez niczyjego udziału. Był tylko ból i pustka.
Od jedenastu dni ten sam sen... Bo jedenaście dni temu ona, Carina Vogt przeżyła wielką stratę. Straciła matkę.
Pustostany. Bezwładne, zimne ciało. Kałuża krwi. Pistolet. Policja. I zdanie "Ze wstępnych oględzin wynika, że to było samobójstwo".
Ale nikt w to samobójstwo nie wierzył. Katrin Vogt nie miała powodu, by się zabić. Córka osiągała znaczące sukcesy sportowe, a mąż awansował na coraz wyższe stanowiska.
Ale kilka dni przed śmiercią chodziła wyraźnie posępna, czasem siedząc przed kubkiem kawy i miętoląc kartkę z tajemniczą wiadomością. Włączając się w życie rodzinne zakładała maskę szczęścia i radości.
Skrywała jednak sekret.
- Cześć, tato - mruknęła Carina do swojego taty nerwowo stojącego w przedpokoju z jakimś gościem - Możesz mi powiedzieć, co on tu robi, ten palant?
- Spokojniej, Caro. Musimy pilnie porozmawiać. Bardzo pilnie - pan Danny skierował wzrok na młodego mężczyznę.
- Andreas Wank we własnej osobie - zaśmiała się Carina z ironią - Co cię tu sprowadza?

"A może to ten tajemniczy A. ze snów?"

- Uspokój się. Ta sprawa jest poważniejsza, niż myślisz. Przyznam, mam ochotę powiedzieć Ci coś równie niemiłego, ale to nie czas, ani miejsce. Ani tym bardziej sytuacja - powiedział spokojnie skoczek.
- Wejdźmy do salonu - mruknął pan Vogt nieco zażenowany tą krótką dyskusją.
Usiedli na krzesłach, wbijając spojrzenia w blat stołu niczym gwoździe.
- Musimy Ci coś powiedzieć, Carino - zaczął ojciec - Bo ty... Bo on jest Twoim bratem.
- Nie pieprzcie farmazonów. Jak wy możecie coś takiego mówić? - mruknęła, a mało widoczna łza spłynęła jej po policzku.
- To prawda - skwitował Andreas, podsuwając w stronę Vogt niebiesko-czerwoną teczkę.
Drżącymi rękami otworzyła ją. Znajdowały się tam dokumenty adopcyjne, zdjęcia.
Były też listy. Od jej matki... Od ich matki do niego.
- Nie wierzę - Carina miała już wstać, gdy Andreas delikatnie chwycił jej rękę.
- Poczekaj. To nie koniec.
- Andreas zostaje z nami przez kilka dni. On przeżywa to samo, co my. Poznalibyście się z nim bliżej.
- My się już za dobrze znamy - warknęła brunetka - A zresztą, róbcie co chcecie. Jeżeli ma spać u mnie, to ma się odgrodzić. Teraz przepraszam, ale muszę iść - Vogt najszybciej, jak tylko mogła pobiegła do swojej sypialni.
Ukryła twarz w poduszce. Płakała. Znowu.

Przez cały dzień omijali się szerokim łukiem, aż do tej znowu tak samo ciężkiej, jak inne, dwunastej nocy, podczas której Wank nie mógł spać.
Dręczyly go wyrzuty sumienia. Wiedział coś, czego nie wiedziała Carina, nie wiedział ich ojciec. Wiedział coś, czego nie wiedziała policja. Zamknąwszy oczy, przysięgł sobie, że nic nie powie. Nic a nic. Usta na kłódkę. Tajemnicę miał zabrać ze sobą do grobowej deski, ale czuł, że to będzie niemożliwe.
- Nie! - usłyszał głos przestraszonej Cariny, która potem schowała twarz w dłoniach. Podbiegł do jej łóżka.
- Już, cicho. To tylko sen - objął ją. Gdyby objął ją w innych okolicznościach, pewnie doszłoby do rękoczynów.
- Przepraszam. Oszukuję innych, oszukuję samą siebie. Udaję, że jestem twarda - zaczęła, jąkając się w co drugim słowie.
- Spokojnie. Jesteśmy, chcąc czy nie chcąc, rodziną. To dobry moment na próbę budowy zaufania - Andreas spojrzał w okno, w którym kryło się rozgwieżdżone, nocne niebo.
- Ty... Ty musisz mi pomóc. Muszę... musimy odnaleźć zabójcę mo... naszej mamy - szlochnęła Carina.
- Mówili, że to samobójstwo - nie był to wygodny temat dla Wanka.
- Od dwunastu nocy śni mi się mama mówiąca o odnalezieniu jakichś "ich" i mówi o literach A. i W. Ponadto w ostatnich dniach życia była osowiała, czytając jakąś kartkę - odpowiedziała dziewczyna.
- Jak chcesz, to możemy jutro przeszukać dom - zaproponował Andreas, licząc, że nie ma tu żadnych śladów.
- Masz kontakt z Marinusem? On może nam pomóc - zapytała nagle skoczkini.
- Mam do niego numer. Zadzwonimy jutro.
- To do rana. Może zasnę - Carina ułożyła się na poduszce, próbując oddać się objęciom Morfeusza.
Andreas ukrył twarz w dłoniach, nie wiedział co zrobić. Marinus, jako policjant, mógł węszyć za daleko. A to mogło zagrażać jego życiu, życiu Cariny, życiu Danny'ego. Wersja o samobójstwie była najkorzystnjejsza dla wszystkich.
- Będę milczeć jak grób - szepnął sam do siebie, wracając do swojego łóżka.
____________________________
Pierwszy rozdział kryminalnej, niemieckiej historii już jest! Miał być wcześniej, ale nie pozwolily na to sprawy techniczne. To taka odmiana po typowych opowiadaniach o miłości, choć zakochanie też się pojawi ^^
Miłego czytania, pozdrawiam!

wtorek, 25 marca 2014

taką wodą być [6]

"I taką wodą być,
co otuli Ciebie całą,
ogrzeje ciało,
zmyje resztki parszywego dnia,
I uspokoi każdy nerw
zabawnie pomarszczy dłonie
a kiedy zaśniesz,
wiernie będzie przy Twym łóżku stać"

Spotkania z przyjaciółmi sprawiają, że człowiek czuje, że ma na kogo liczyć. Otrzymuje wewnętrzną, życiową siłę. Takiej siły nabierała Ada, trzymając w ramionach swoją córkę i patrząc na uśmiechniętych od ucha do ucha Kamila i Ewę, którzy również spodziewali się dziecka. Dawid spacerował, nieustannie się szczerząc do Marty, swojej narzeczonej, a Piotrek z Justyną ganiali swoją niesforną, ale uroczą córcię. Za bramą zaś widać już było Słoweńców z ich drugimi połówkami. Nawet Jurij, który był uważany za podrywacza postanowił się ustatkować i dumnie prowadził bardzo ładną blondynkę, Katję.
- Już jesteśmy - Peter pocałowal w policzek swoją przyszłą żonę - Jak moje dwie damy się czują?
- Dobrze. Bardzo dobrze - uśmiechnęła się szeroko.
- Patrz na Jurija. Który to już miś od niego? - zapytał Peter, parskając śmiechem i patrząc na sylwetkę skoczka zbliżającego się z wielkim pluszakiem.
- Nie wiem, ale w rolę chrzestnego bardzo się wczuwa - zaśmiała się Stoch.
- No, dajcie mi to maleństwo na ręce - zarządził Jurij - Patrz kochanie, co Twój najukochańszy wujek Jurij i ciocia Katja mają dla Ciebie. Kolejnego wielkiego misia!
Mała Nika zaczęła radośnie gaworzyć, a Jurij lekko przytulił ją do siebie, krzycząc, że bierze ją na spacer i nie przyjmuje sprzeciwu.

"Wczoraj, wczoraj nie liczy się
Wczoraj, wczoraj nie liczy się,
bo wczoraj, bo wczoraj
nie było, nie.

- Peter - zaczęła Ada, kładąc głowę na jego ramię - Jakoś słodko to się kończy.
- To dobrze, nasz słodki początek nowego życia - uśmiechnął się szeroko.
- Szczerze? Nigdy nie myślałam, że będę tak szczęśliwa, po tym wypadku, po tym wszystkkm - szepnęła.
- Wiesz, kochanie? Wszystkim się wydaje, że wczoraj ma ogromny wpływ na życie. Może i mają trocję racji, ale nie zdają sobie sprawy z tego, że nie wolno tym wczoraj w pełni żyć. Musimy iść do przodu. Liczy się tu i teraz. Mamy chwytać dzień, po prostu - Prevc subtelnie cmoknął ją w czoło - Powiemy im w końcu o ślubie?
- Powiemy. Skoro nie możesz się tak doczekać - zaśmiała się Ada.
Zwołała wszystkich do ogrodu. Słońce cieszyło się razem z nimi, skwar był niemiłosierny. Ze szczęściem patrzyła na swojego brata, który czule obejmował swoją żonę czy też na Jurija, który z rozanieleniem w oczach patrzył, jak Katja podaje picie małej Nice.
- Chcemy Wam coś powiedzieć - Peter chwycił Adę za dłoń - Jesteśmy zaręczeni. No i mamy ustaloną datę ślubu.
Tajemnica, którą para ukrywała przez kilkanaście dni w końcu ujrzała światło dzienne. Radość z ich szczęścia objęła wszystkich gości.
Szczęście. Tak bardzo go pragnęli i w końcu je mają.

- Kamil, mogę mieć pytanie? - ciepły wieczór sprawił, że Ada ze swoim bratem już od dobrych dwóch godzin rozmawiali w ogrodzie.
- Wal śmiało.
- Co się stało z Maćkiem i Kubą?
- Nadeszła pora, byś się dowiedziała - westchnął - Maciek popadł w konflikt z prawem. Zaczął eksperymenty z narkotykami. Jego ojciec zapłacil kaucję i teraz próbuje pomóc mu w powrocie do skoków. A Kuba? Pojechał do Austrii za dziewczyną, bardzo się zmienił. Na lepsze.
- Wszystko się ułożyło. Na szczęście - szepnęła Ada.
- Na szczęście mamy szczęście, na które tak czekaliśmy - zaczęli patrzeć w gwiazdy.

Nie zawsze było kolorowo, ale skończyło się jak w baśni.
Żyli długo i szczęśliwie.
_____________________
Nie będę próbowała się usprawiedliwiać, ale wyjaśnię, czemu nie było mnie miesiąc.
Trochę opuściło mnie natchnienie. Musiałam poszufladkować pomysły, ciężko pracować w bałaganie. Porządek jest i teraz wracam z weną :D
W czwartek - "Echo", a teraz żegnamy się z Adą i Peterem.

sobota, 8 marca 2014

wpuść mnie [5]

Przyszedł lipiec.
Upały przyszły już na początku czerwca, co Ada znosiła bardzo ciężko. Zostawała w domu, nie mając możliwości zaznania smaku życia towarzyskiego. Czasem zostawali z nią Kamil i Ewa, czasem odwiedzali ją też rodzice, którzy mimo wszystko cieszyli się z jej ciąży. Najczęściej z nią był jednak Peter, który bardzo troszczył się o nią i o dziecko. Kontaktu szukał też nią Maciek, którego jednak skutecznie unikała.
Dziś nadszedł ten dzień, w którym miała wyjść z domu. Wielkimi krokami nadchodziło Letnie Grand Prix w Wiśle. Ada, mimo przeciwności była zdecydowana na wyjazd. Skoki już od najmłodszych lat, za sprawą jej brata. były dużą częścią jej życia, a to, że mają skakać dwie najważniejsze dla niej osoby dodatkowo ją motywowało do tej decyzji.
- Gotowa? - wpadł jak z procy Kamil - Mam niespodziankę, jedziesz z nami!
- Nie będę wam przeszkadzać? - zapytała niepewnie jego siostra.
- Oczywiście, że nie będziesz. Inaczej trener na wyjazd by się nie zgodził.
- Będzie Maciek?
- Będzie - powiedział cicho Kamil - Jednak zadbam o to, żeby trzymał się tam z daleka od Ciebie.
- Dziękuję Ci - wtuliła się w niego.
- No już - objął ją - bierzemy bagaż i idziemy.

Droga dłużyła się w nieskończoność.
Miała jednak niezastąpionych kolegów, którzy co chwilę sypali żartami, jak z rękawa. Piotrek sprzedawał najnowsze żarty, zaś Janek rechotał z tego powodu jak żaba. Jedynie Maciek siedział przygaszony, przypatrując się cały czas brunetce. Wyraźnie było widać, że ma ochotę wstać, pociągnąć ją w kąt, gdzie nie będzie im nikt przeszkadzał i spokojnie porozmawiać. Okazja ku temu właśnie się zjawiła. Jako pierwszy wstał z siedzenia, pociągnął za rękę niczego nie spodziewającą się Adę i szybko odeszli od auta.

"I próżno tu szukać alarmów, niespodzianek czy złego psa,
do środka, do ciepła, do sieni 
nie bardzo mogę, nie bardzo się da,
nie bardzo mogę, nie bardzo się da."

- Kot, do cholery, czyś Ty zwariował? Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęła dziewczyna.
- Ciszej - szepnął - Musimy porozmawiać, nie sądzisz?
- Nie, nie sądzę, myślałam, że dałam Ci to do zrozumienia - syknęła ze złością.
- A ja ci daję do rozumienia, że wszyscy z rodziny Kot tak łatwo się nie poddają - spojrzał głęboko w jej oczy.
- Twój braciszek już to pokazał - zdjęła jego ręce ze swoich ramion.
- Po prostu odpowiedz mi na jedno pytanie, ok? Czy to na pewno jest dziecko Petera?
- Na takie idiotyczne pytania jak to nie bardzo mi się chce odpowiedzieć - warknęła - Ale tak, to na pewno jego dziecko.
- Który to miesiąc?
- Ciężko policzyć od marca do lipca?
Maciek tylko skinął głową.
- Rzeczywiście. Bo wiesz... chciałbym, żeby to dziecko było moje. Może wtedy byśmy się znów zeszli - westchnął.
- Czy Ciebie do reszty pogrzało?! Pogódź się z tym, że nigdy do Ciebie nie wrócę i to tylko i wyłącznie z Twojej winy. Co, kochanka Cię porzuciła, więc teraz wracasz z podkulonym ogonem? - do Ady przyszła ta pewność siebie, która już dawno od niej odeszła, głównie za sprawą Kuby. Przez te kilka miesięcy odbudowywała swoją wartość.
- To nie tak. Doszło do mnie, że kocham tak naprawdę Ciebie, rozumiesz? - odrzekł Maciek.
- Przepraszam Cię, miałem Ci pomóc - skruszony Kamil podbiegł zadziwiony tym, co się działo przed momentem - A Tobie coś mówiłem, prawda?
- Tak, przepraszam. Już odchodzę - Kot ze zrezygnowaniem ominął parę szepcząc do siebie "Maciej Kot tak łatwo się nie poddaje".

Konkurs już się zaczął, a ona jest w hotelu. Dlaczego? Musiała przemyśleć rozmowę z Kotem. Uświadomiła sobie, że krzywdzi samą siebie i Petera myślami o Maćku. Po co ma dręczyć czymś, o czym chce zapomnieć osobę dla niej bardzo ważną? Nie wiedziała, co ma zrobić. Doszło już do tego, że miała takie radykalne pomysły, jak ucieczka. Nie lubiła nikogo zadręczać swoimi problemami, a samo to, że każdy usiłował jej pomóc było dla niej zawstydzające.
Nie mogła go jednak zostawić. Musiała przyznać przed samą sobą, że zakochała się w Peterze Prevcu, osobie, która przez jedną noc stała się tą z grona najbliższych. Kolejnym krokiem jest wyznanie mu miłości. Problem, przeszkoda w tym nazywała się Maciej Kot, która stale ją dręczyła.
- Jestem pierwszy, Peter jest czwarty, a Kocura nie będzie w drugiej serii. Trzymaj kciuki! - przeczytała na głos sms od Kamila. Teraz chciała tylko tego, by ten ostatni nie przychodził.

"Wpuść mnie,
na całe miasto, z całych sił - wołam,
wpuść mnie,
wpuść mnie, bo skonam.
Przecież na piętrze licho światło się tli 
jak kot będę czekał uchylonych okien czy drzwi."

- Ada, wiem, że tam jesteś! Wpuść mnie! - usłyszała bardzo znajomy krzyk. Sprawdziły się jej najgorsze obawy.
- Maciek, do cholery, czy ja ci już czegoś nie mówiłam? Proszę, zostaw mnie w spokoju - powiedziała spokojnie i z opanowaniem.
- Aduś, zależy mi na Tobie, na dziecku. Uświadomiłem sobie to przez te miesiące, w które Cię nie widziałem. Tamten romans był błędem, kocham Cię!
- Ale ja Ciebie nie kocham, rozumiesz? - krzyknęła. Rozpętała się burza, konkurs został przerwany - zauważyła, jak niektórzy skoczkowie wracają. Postanowiła więc dać znać Kamilowi, chciała pomocy.
- Maciek, co ty do cholery robisz? - to był... Kuba. Co on tam robił? Znów chciał robić wyrzuty Stoch?
- Zamknij się, zrobię to, co uznam za stosowne - syknął Maciek.
- Nie słuchaj go, Ada! On ma cel w powrocie do Ciebie! - krzyczał Kuba. Niedługo potem słychać było kolejne głosy, wśród nich Kamila i Petera. Postanowiła więc podejść i otworzyć drzwi.
- Co tu się dzieje, natychmiast mi wyjaśnij, Kuba, o co chodzi? - krzyknęła, pokazując im, żeby weszli do środka.
- On chce być z Tobą nie z miłości, tylko chce oczyścić swój wizerunek po tej aferze z Waszym rozstaniem - powiedział poważnie Kuba. Kamil z Peterem trzymali Maćka, który wyraźnie nabrał ochoty na bójkę. Obok nich stali Tepes z Jankiem.
- Na jakiej podstawie mam Ci wierzyć? Od kiedy jesteś taki wspaniałomyślny? Jeszcze niedawno najchętniej byś mnie zabił - zapytała niepewnie Ada.
- Uświadomiłem sobie, jak bardzo Cię krzywdziłem po pójściu na terapię. Dopiero to postawiło mnie na nogi. Wiem, że przepraszam nie wystarczy za to piekło, które Ci zgotowałem, więc poczułem, że muszę Ci pomóc przed uniknięciem podjęcia najgorszej decyzji w Twoim życiu. Mówię prawdę - wyjaśnił cicho Kuba. Uwierzyła mu. Widziała w jego oczach skruchę, żal, ale i determinację.
- Powinienem Ci teraz przylać, Kot - Prevc lekko go szarpnął.
- Jak mogłeś to zrobić? - syknęła Stoch.
- Skorzystalibyśmy na tym oboje - mruknął Maciek.
- Tylko ty byś na tym skorzystał. Kocham Petera - powiedziała już nieco łagodniej, a oczy Słoweńca były wielkości pięciozłotówek. Nigdy tego nie powiedziała na głos. Ich stosunki były dziwne - nie mogli siebie nazwać parą, jednak zachowywali się, jakby byli dla siebie kimś więcej, niż przyjaciółmi. Puścił Kota, a Maciek uciekł jak tchórz, krzycząc, żeby wszyscy dali mu spokój. Jego starszy brat usiadł na krześle i odetchnął z ulgą. Zaraz potem jednak z resztą skoczków wyszedł. Wszyscy czuli, że to ważny moment dla tej dwójki.
- Ada, naprawdę? - Peter ujął twarz w jej dłonie.
- Tak. Wiesz, że przez te parę miesięcy zrozumiałam, że jesteś dla mnie bardzo ważny - szepnęła.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? - zapytał.
- Pamiętam, jak mogłabym zapomnieć - uśmiechnęła się.
- Wtedy się w Tobie zakochałem - wydusił z siebie - Spodobałaś mi się od pierwszego wejrzenia, a im lepiej Cię poznawałem, tym stawałaś się dla mnie coraz ważniejsza.
Ada wtuliła się w tors Petera. Miłość, stabilizacja. Tak bardzo za tym tęskniła.
- Kocham Cię, Peter, pamiętaj.
- Będę przy Tobie zawsze - cmoknął ją w czoło.
Wpuścił ją w swoje ramiona. Światło gdzieś na piętrze, kilkanaście metrów nad Ziemią, nad rzeczywistością, nie zgasło. Miłość się ujawniła.
______________________________________________________________________
Witam!
Osiem dni mnie nie było.. zdecydowanie za długo. Zaległości to jednak diabelska rzecz, którą ciężko nadrobić. Przybywam z przedostatnim rozdziałem, który mi się niezbyt podoba, bo jest trochę bez ładu i składu. Po tym opowiadaniu będzie gościła niemiecka, kryminalna zagadka ("Echo"). A potem? Prawdopodobnie coś austriackiego ^^ Jutro zaś pojawi się rozdział na Harrim (http://bez-tchnienia.blogspot.com, serdecznie zapraszam) :)
Pozdrawiam!

sobota, 1 marca 2014

od kiedy ropą [4]


"Od kiedy ropą goją się rany, od kiedy

na polany zielone wyszły barany,

motyle trotylem pachną jak nigdy,

od kiedy niebiosa na czubku nosa mamy"


Wróciła już do domu.
Konkursy dla Polaków były piękne. Swój drugi konkurs wygrał Piotrek, a Kamil odebrał pierwszą Kryształową Kulę w karierze. Drużynowo zaś chłopcy stanęli na trzecim stopniu podium.
Teraz musiała wrócić na studia i zacząć ostro pracować. Piękna pogoda, która umożliwiała wykonywanie prac w ogrodzie rozluźniała ją. Choć Maciek nadal usiłował szukać z nią kontaktu, ona nie przejmowała się tym zbytnio. W zmianie jej nastawienia w dużej mierze pomógł jej Peter. Potrafiła godzinami siedzieć przytulona w jego tors pod skocznią, gdzie było dość cicho i gdzie mogli spokojnie porozmawiać, bowiem wszyscy świętowali koniec sezonu pod hotelem. Nie deklarowali sobie nic. Po prostu cieszyli się własnym towarzystwem.
Teraz, kilka tygodni po tych wydarzeniach w otoczeniu rodziny odnajdywała spokój. Niecałkowity, bo prócz Maćka głowę zaprzątały jej problemy zdrowotne. Omdlenia były na porządku dziennym, jej upodobania kulinarne zmieniły się na dziwniejsze.
- O cholera... - złapała się za głowę, zaglądając do kalendarza.
Nie wiedziała, co ma zrobić. O jej nocy z Peterem nie wiedział nikt. Teraz okazało się, że prawdopodobnie, a raczej na pewno, jest w ciąży.
Nie chciała dziecka, nie teraz. Popsułoby jej plany na przyszłość. Dziecko dla większości par jest radością, najjaśniej świecącym promykiem. Dla niej było osobą, która może nieco zniszczyć plany. Swoje dziecko chciała powitać później, we własnym domu, z mężem, z dobrze płatną pracą.
- Ewa! - pomyślała Ada i drżącymi rękami wybrała jej numer telefonu. Po kilku sygnałach usłyszała pogodny głos zony jej brata.
- Co się stało, Ada?
- Kiedy będziesz w domu? - zapytała spokojnie dziewczyna.
- Za pół godziny, czemu pytasz?
- Musimy porozmawiać, szczerze - zaczęła płakać do słuchawki Ada.
- Może będę nawet szybciej, coś czuję, że sprawa jest bardzo poważna. Zaraz będę! - powiedziała głośno Ewa.
Usiadła na ławce i skuliła się. Co miała robić, jak nie płakać? Nie umiała znaleźć żadnego logicznego rozwiązania, prócz urodzenia dziecka i wychowania go. Nie myślała o aborcji, nie miałaby serca tego zrobić, ale potwornie się bała, że sobie nie poradzi, że zostanie sama. Nie chciała też nic mówić Peterowi - niestety nie udałoby się tego utrzymać w tajemnicy.
Nie minęło nawet dwadzieścia minut, a w drzwiach stanęła Bilan-Stoch, natychmiast podbiegając do Ady.
- Dlaczego płaczesz? 
- Ewa, ja muszę Ci coś powiedzieć - zaczęła dziewczyna - Bo ja... jestem w ciąży.
- Mój Boże... - Ewa zszokowana przytuliła siostrę męża - Ale jak, gdzie? To się stało w Planicy?
- Tak - pociągnęła nosem Ada.
- A mogę zapytać, z kim?
- Z Peterem... ale to był tylko jeden, jedyny raz - słychać było jeszcze głośniejszy płacz.
- Fakt, przecież często Cię widziałam z nim - zauważyła Ewa, wzdychając ciężko - Nie martw się i nie rób nic głupiego. Ja i Kamil Ci pomożemy. Będzie dobrze, zobaczysz. Wiem, że to nie jest odpowiedni moment dla Ciebie na dziecko, ale musisz temu stawić czoła.
- Już widzę tę radosną minę Kamila - mruknęła brunetka.
- Bardzo szczęśliwy na początku nie będzie, ale nie może być tak źle - uśmiechnęła się delikatnie Ewa.
- Mnie obgadujecie? Cześć dziewczyny - zawołał z uśmiechem temat poboczny rozmowy, który właśnie wrócił z treningu - Co się stało? Macie mi coś do powiedzenia? - zapytał niepewnie, widząc miny żony i siostry.
- Chodź na bok - powiedziała cicho Ewa, pokazując Adzie, żeby się nie denerwowała. Opowiedziała Kamilowi całą historię, a ten tylko z cichym "o cholera" ukrył twarz w dłoniach.
- Chodź do mnie, młoda - uśmiechnął się do swojej siostry, by dodać jej otuchy - Zawsze Ci pomogę z Ewą, choćbyś zrobiła najgłupszą rzecz na świecie. To też i moja wina, nie dopilnowałem Cię. Ale chciałem dobrze - przytulił ją do siebie.
- Nie jestem przecież małym dzieckiem, odpowiadam za to tylko i wyłącznie ja - odpowiedziała Ada.
- Wiesz, że musimy powiedzieć rodzicom i Peterowi? - zaczął Kamil.
- Peterowi? To konieczne?
- Chyba nie masz zamiaru tego przed nim ukryć? - zdziwił się skoczek - Mogę mu o tym powiedzieć ja.
- Powiedz mu, że nic nie musi - szepnęła.

"Czy nie czujesz, że
jakoś tak do siebie 
bliżej nam?
Jakoś tak do siebie
bliżej nam"

Ciepły wiatr i słońce sprzyjały rozmyślaniom.
Siedziała w ogrodzie z kubkiem zielonej herbaty w ręku, w domu nie było nikogo. Musiała ograniczyć picie swojej ukochanej kawy, co było jedną z małych katorg. Była już umówiona na wizytę u lekarza, o co zadbała Ewa. Wizyta ta jednak to tylko formalność. Ada nie myślała, że doświadczy macierzyństwa akurat teraz. Musiała być teraz silna.
Nie obawiała się reakcji Petera czy rodziców. Najbardziej bała się reakcji Maćka. Wiedziała, że długo tego nie ukryje, dziecko będzie rosło wraz z jej obawami. Myślała, co w razie czego mu odpowie, gdy usłyszała ciche pukanie do drzwi.
- Już idę! - wstała z huśtawki otworzyć drzwi. Nie spodziewała się, że zobaczy akurat Jego. Peter. To on stał za drzwiami.
- Cześć - zaczął nieśmiało - Możemy pogadać, prawda?
- Wejdź - uśmiechnęła się lekko i zaprowadziła go do ogrodu, wskazując mu miejsce, w którym może usiąść.
- Długo miałaś zamiar ukrywać ciążę? - zapytał z żalem Prevc.
- Peter, to nie tak. Masz karierę na głowie, cele do osiągnięcia. Dziecko by Ci tylko w tym przeszkodziło. Najważniejszy jest teraz Twój rozwój - Ada spuściła głowę.
- Nie Ada, to wy teraz jesteście najważniejsi. Ty i dziecko. Nie myślałaś raczej, że Ciebie tak po prostu zostawię. Z moją karierą wszystko będzie ok, przecież to nic nie zmieni w tej kwestii - Słoweniec przybliżył się do niej i objął ją - Nie musimy się wiązać, ale chcę być blisko Was.
- Mógłbyś tyle nie gadać? - zaśmiała się Ada i mocno się w niego wtuliła.
Padły deklaracje. Nie tak jednak odważne, jak wydawałoby się w tej sytuacji.

"Od kiedy wiosna strzeliła nam wojną
od kiedy bombami pulchnieją stragany,
od kiedy ślina nasza smakuje ołowiem,
od kiedy ropą goją się rany?"

Rozmawiali długo. O przyszłości, o tym, co będzie, gdy na świecie pojawi się ich dziecko. Nie bała się już tak, jak wcześniej. Miała kolejną osobę, która chciała jej pomóc, nie miała zamiaru zostawić ją samą sobie z dzieckiem. 
Zamykała już rozdział zatytułowany "Maciej Kot". Już nie płakała. Wylała wystarczającą ilość łez. Teraz tylko miała z Peterem oczekiwać dziecka. On jednak uporczywie w tym przeszkadzał.
- Janek, trzymaj tego miśka, muszę iść po śpioszki - krzyknął Piotrek i wcisnął Ziobrze miśka. Ten zaś delikatnie zapukał o szafę.
- Dzień dobry - krzyknął, łapiąc się za nogę. Uderzył nogą o szafkę, mając ograniczone pole widzenia przez prezent dla malucha.
- Janek, wszystko ok? - Ada i Peter wybuchli niepohamowanym śmiechem.
- Tak. Wszyscy tu jesteśmy, chcemy dziecka pogratulować - wręczył im miśka.
- Papla Kamil. A jest Maciek? - zapytała Ada.
- Na Wasze, no i muszę przyznać na nasze szczęście go nie ma. Kazał przekazać, że życzy Wam wszystkiego najlepszego i że musisz z nim porozmawiać.
- Ona nic nie musi, Maciek niech nie będzie taki do przodu - mruknął Peter.
- No dobra, stary. Mamy tu jeszcze parę osób z prezentami - powiedział Janek. Wśród polskich skoczków znalazł się jeszcze Jurij z ogromnym prezentem.
- Narty dla małego lub małej. Namaszczam na swojego następcę - zaśmiał się Jurij - Gratuluję pięknej mamie dzidziusia i trochę brzydszemu tacie celności.
Peter tylko pokiwał z politowaniem głową, obejmując mocniej Adę, która położyła się na jego ramieniu.

Strach po części przeszedł. Całkowicie nie zniknął. Maciek sprawia, że nie znika. Ale serce powoli przestaje ropieć. Goi się.
______________________________________________________
Witam po tygodniowej nieobecności! :)
Koniec ferii oznacza dla mnie małą tragedię. Siedziałam sobie w domu, nie myśląc o szkole, a jednak czuję, że jeszcze nie wypoczęłam. Niestety szkoła nie poczeka choć jeszcze tydzień, a bardzo bym chciała. 
Dziękuję za komentarze, które sprawiają, że mój uśmiech jest szerszy! Pozdrawiam ♥

poniedziałek, 24 lutego 2014

zanim pójdę [3]


"Ile jestem ci winien? 
Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń? 
Ale kiedy wszystko już oddam, czy 
będziesz szczęśliwa i wolna?"

Obudziła się w opiekuńczych, słoweńskich ramionach. Zbliżała się godzina trzecia w nocy. Słychać było tylko szumiący wiatr i gdzieniegdzie szczekanie psa. Z cichym rozbawieniem patrzyła, jak jej towarzysz z uśmiechem walczył z objęciami Morfeusza.
Nie żałowała tego wieczoru. Po raz pierwszy poczuła się wyjątkowo. Peter w upojnych chwilach skupiał uwagę tylko na niej. Chociaż na chwilę zapomniała o tym, że ma problemy. On za pomocą kilku ruchów i pocałunków sprawił, że wszystko uleciało jak liść. Liść jednak, mimo, że fruwa na wietrze, nie znika.
- Długo nie śpisz? - nagle z rozmyślań wyrwał głos Prevca.
- Nie, tylko chwilkę? - uśmiechnęła się. Szczerze.
- Która jest?
- Pięć po trzeciej.
- Noc jest jeszcze młoda - zaśmiał się.
- Peter, a Jurij wyskoczył do klubu? Wiesz, żebyś nie wzbudzał podejrzeń, jak będziesz wracał - zapytała Ada.
- Wiesz, że on takiej okazji nie przepuści. Koniec sezonu, jesteśmy w stolicy, a on nie w klubie? Nie, to nie byłby on - zażartował Słoweniec - Chcesz się mnie tak szybko pozbyć?
- Nie, nie chcę. Ale wolę, żebyśmy nie wzbudzali podejrzeń. A i jeszcze coś.
- Co takiego? - zapytał Peter z zaciekawieniem.
- Chciałabym Cię przeprosić, jeżeli poczułeś się jak marionetka, pluszowy miś do pocieszenia - Stoch podniosła się z poduszki.
- A żałujesz? - skoczek powtórzył jej ruch i spojrzał głęboko w jej tęczówki.
- Nie żałuję. Nie mam czego. Mam żałować wspaniałego wieczoru? - odrzekła z pewnością w głosie.
- Nie ma o czym mówić - złożył na jej ustach delikatny pocałunek - Idę się ubrać, chyba czas na mnie.
Ada tylko, onieśmielona, kiwnęła twierdząco głową.
Po około dziesięciu minutach chłopak wyszedł z łazienki, obdarzając ją uśmiechem i wyszeptał ciche "Do zobaczenia rano". Dziewczyna odwdzięczyła się tym samym, odpowiadając "Dobranoc"
Padła z powrotem na poduszkę. Spojrzała w biały sufit, a po jej policzku pociekła jedna łza. Czuła, że takiej bliskości nie otrzyma już długo. Nie myślała o Maćku, ale przyznała przed samą sobą, że poszłaby z Peterem i wykrzyczała mu "Widzisz, potrafię sobie radzić bez Ciebie".
Nie potrafiła. Miała mętlik w sercu. Nieśmiało pukał ktoś jeszcze, a Kot dalej nie dawał jej spokoju.

Ranek był słoneczny. Promienie słońca przebijały się przez szyby w oknach. Obudziła się z uśmiechem - pozwoliła sobie zasnąć jakiś czas po wyjściu Petera. Zdając sobie sprawę z tego, że niedługo odbędą się kwalifikacje szybko pomknęła się uszykować. Zapakowała aparat, by sprawić, że chwile spędzone tutaj będą wieczne poprzez przywoływanie chwil dzięki zdjęciom.
- Ada, wychodź! Za niedługo kwalifikacje, a musimy jeszcze śniadanie zjeść! - krzyknął Kamil przez drzwi.
- Już, moment - westchnęła głośno, szybko chwytając torbę.
- No w końcu! - zaśmiał się Janek Ziobro - Porywamy Cię na coś dobrego do restauracji.
- Serio? Nie chce mi się stąd wychodzić - mruknęła.
- Mówiłem Ci coś przed wyjazdem - jej brat puścił oczko.
- Nie wystarczy Ci, że rozmawiam ze wszystkimi tutaj? I tak mi jest ciężko, a ty jeszcze to utrudniasz - warknęła.
- Zdania nie zmienię - powiedział Kamil stanowczo.
Ich dyskusję przerwały jęki Jurija Tepesa, który wyglądał za dobrze.
- Ma ktoś aspirynkę? Polopirynkę? Cokolwiek, byleby mnie łeb przestał boleć? Błagam! - Tepes teatralnie zapłakał.
- Ja coś mam - odezwała się Ada i pobiegła do swojego pokoju. W mgnieniu oka pojawiła się przy chłopakach, podając biednemu Jurijowi tabletki.
- Proszę - powiedziała przyjaźnie - Zjedz na śniadanie banana i popij kefirem, powinno pomóc i postawić Cię na nogi przed kwalifikacjami. I uważaj na te balangi.
- Niech Ci Bóg w dzieciach wynagrodzi, słodziuteńka! Masz u mnie dwa piwa, a nawet więcej, ile chcesz! Jak coś, to wiesz, gdzie mnie szukać - Tepes szybko pomknął do hotelowego pomieszczenia, w którym mieszkał przez te kilka dni.
- No co się tak patrzycie, chodźcie - uśmiechnęła się dziewczyna i szybko przemierzyła schody.
- Jasiek, a może tak ona z Jurijem... - zastanawiał się Kamil.
- Stary, chyba Ci maj za szybko do łepetyny wszedł - odpowiedział Ziobro - Oczadziałeś zupełnie, to nie facet dla  niej. Jej potrzeba kogoś spokojnego. No przykładowo taki Prevc. O, on byłby dobry - zamyślił się Janek.
- Dobrą, jeszcze o tym pomyślimy. Niech Kot wie, kogo stracił - chłopcy przybili sobie piątki i wesołym krokiem zeszli na dół.

"Ale zanim pójdę, chciałbym powiedzieć Ci,
że miłość to nie pluszowy miś, ani kwiaty,
to też nie diabeł rogaty, 
ani miłość, kiedy jedno płacze, 
a drugie po nim skacze"

Weszła do hotelowej restauracji w dobrym humorze. Wszystko przez to, że rozbawiła ją sytuacja z "prawie umierającym" Tepesem. Wiedziała też, że to i tak, i siak nic go nie nauczy, więc niech trochę pocierpi. Teraz stał niedaleko niej, z miną zbitego psa.
Jej dobry humor jednak legł w gruzach po tym gdy zobaczyła zmierzającą ku niej postać. Maciek. W jej głowie pulsowała złość, a nieposklejane do końca serce znów zaczęło się rozpadać.
- Ada, możemy porozmawiać? - zapytał delikatnie Kot.
- Spieprzaj do swojej ukochanej. My nie mamy o czym już rozmawiać - warknęła, próbując odejść.
- Proszę Cię. Nie chcę niezgody - kontynuowała jej była miłość.
- Nie zapominaj, że to właśnie ty do niej doprowadziłeś. Tak, dokładnie ty - prychnęła i odeszła szybkim krokiem.
- Zaczekaj - złapał ją za ramiona - Pogódźmy się, zachowujmy się jak ludzie, budujmy szczęście osobno.
- Nie dotykaj mnie - szlochnęła - Na zgliszczach ciężko cokolwiek zbudować a muszę to robić po raz kolejny. Nie wiesz, co to jest miłość. Zostaw mnie w spokoju, po prostu.
- Ada, ja tak tego nie zostawię, rozumiesz? - krzyknął za nią Maciek.
Wróciła do restauracji. Zjadła śniadanie w milczeniu, absolutnie nie pokazując, że coś się wydarzyło. Miała mętlik w głowie. Nie potrafiła doprowadzić do zgody. Albo miłość, albo wojna. Ale przecież on może być szczęśliwy z kimś innym. A ona chciała dla niego tylko radości.
Postanowiła się przejść. Nie było wokół niej dużo ludzi, była to jeszcze pora posiłku. Po jej policzkach kapały łzy. Cisza, spokój... tego potrzebowała. Pomocnej dłoni również.
- Znów Cię skrzywdził... widziałem, co się stało - usłyszała znajomy głos.
Ona tylko pobiegła i wtuliła się w tors właściciela głosu. Pozwoliła, by łzy leciały dalej.
- Wszystko będzie dobrze. Musi być. Musisz być silna - wyszeptał jej do ucha.

"Miłość to żaden film w żadnym kinie, 
ani róże, ani całusy małe, duże,
ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze"

Ona w tym momencie spadała w dół. On pociągnął ją ku górze.
_______________________________________________
Mamy kolejny part :)
Do końca ferii został mi tydzień, a ja troszkę się denerwuję - wyniki olimpiady z polskiego za pasem. Mam nadzieję, że może będzie na tyle dobrze, że będę zadowolona. Troszkę się z tym rozdziałem spóźniłam - pierwotnie miał się ukazać wcześniej, ale mam nadzieję, że to spóźnienie nie przeszkadza ^^
Dziękuję za każdy komentarz - czytam każdy, a motywują mnie jak diabli! Jeszcze raz dziękuję!
Pozdrawiam!

wtorek, 18 lutego 2014

tak się boję [2]


"Tak się boję,
o siebie, 

że zostanę sam

o swój psychiczny stan"


- Ada, będzie dobrze! - Ewa przytuliła ją, a potem objąwszy ją zaprowadziła do salonu. Kamil wziął jej rzeczy na górę, do jej pokoju, tam, gdzie miała mieszkać przez jakiś czas.
Nie spodziewała się, że kiedykolwiek jeszcze tu wróci. Przebywała w ich domu rozpoczynając pierwszy rok studiów artystycznych. Potem jednak zjawił się w jej życiu Maciek, mówiąc jej, że się w niej zakochał i jest dla niego ważna. Byli razem przez kolejne dwa lata, w międzyczasie przeżywając śmierć ukochanej starszego brata Maćka a zarazem jej przyjaciółki. Znosiła oskarżenia Kuby, a Maciek zawsze stawał po jej stronie. Teraz jednak straciła go i musiała sobie z tym poradzić. Nie wiedziała jednak, czy w ogóle się z tym pogodzi.

"Bo tyle siebie znam,
ile z ust twych usłyszę

ile obliczę sam 

z czarnych plam

życiorysu".


- Możemy zostać na chwilę same? - zapytała żona Kamila prowadząc roztrzęsioną Adę - Musimy porozmawiać jak kobieta z kobietą.
- Dobrze, nie przeszkadzam - uśmiechnął się lekko Stoch, podnosząc ręce na znak kapitulacji.
Kobiety usiadły na kanapie. Ada przytuliła się głową do oparcia i mocno podkurczyła nogi, jakby chcąc się odciąć od problemów, tego, co ją otacza.
- Pewnie myślisz, że to nie pierwszy i nie ostatni facet w moim życiu i że nie powinnam tak rozpaczać - powiedziała brunetka.
- Dobrze wiesz, że tak nie sądzę - Ewa objęła ją lekko - Dzięki Maćkowi udało Ci się poskładać choć trochę Twoje życie w spójną całość. Ale tak, dam sobie dwie ręce uciąć, że spotkasz w swoim życiu kogoś, kogo pokochasz jak Maćka.
- Nie, Ewuś... mój świat znów runął jak domek z kart. Z Maćkiem miałam spędzić całe życie, miałam się przy nim budzić przez te kilkadziesiąt dni w roku. To on miał być mężczyzną mojego życia - po policzkach Ady zaczęły cieknąć łzy.
- Nie mów tak. Twój książę jest bardzo niedaleko. Jesteś wspaniałą dziewczyną, uwierz w to, że zasługujesz na szczęście - uśmiechnęła się żona jej brata - Jeśli dasz radę, odpowiedz, co się stało, co się dokładniej u Ciebie działo.
Dała radę. Choć pojedyncze łzy podążały trasą przebiegającą przez jej twarz, opowiedziała wszystko. Wszystko o Kubie, Maćku, o tym, jak Twoje szczęście prysło jak bańka mydlana.
Czasami w życiu jest tak, że myśli się o tym, że pech nie omija. Wątpi się w siebie. Traci się wszystko, na czym bardzo zależy. Wtedy trzeba, mimo wszystko, trzeba się nauczyć żyć bez czegoś, kogoś. I choć coś lub ktoś mogło być jak narkotyk, życie okazuje się być w miarę skutecznym odwykiem. Nie można patrzeć wstecz, bo znów chce się wrócić do nałogu. A chodzi o to, by iść naprzód.
- Moje panie, ja nie chcę nic mówić, ale chyba musimy zacząć pakować rzeczy. Jutro Planica - zawołał z kuchni Kamil.
- Już wychodzimy, kochanie - uśmiechnęła się Ewa - Chodź, Ada, jutro nasz wielki dzień.
Wymieniwszy porozumiewawcze spojrzenie z blondynką natychmiast uciekła do swojego pokoju, by wziąć najbardziej potrzebne jej rzeczy. Od ubrań, iPada po ołówki i kartki papieru, do których była bardzo przywiązana.
Nie zauważyła w kieszeni swojej torebki czegoś, czego w ogóle nie powinno być. Zdjęcie jej i Maćka z czasów, kiedy układali plan na wspólne życie. Oboje uśmiechnięci, z milionami pomysłów. On pomagał jej uporać się z przeszłością. Teraz musiała dać sobie radę sama. Po jej policzkach wędrowały łzy. Położyła się na łóżku i pozwoliła łzom dalej kapać.
- Właśnie dlatego chcę, byś jechała do Planicy - usłyszała znajomy głos jej brata - Nie chcę już patrzeć, jak płaczesz, nie wiedząc, co zrobić, jak Cię pocieszyć - podszedł do niej i objął ją.
- Ty przecież nic nie musisz dla mnie robić.
- Muszę. Dalej jesteś moją małą siostrą - uśmiechnął się i odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy.
Może warto dać sobie pomóc?

Lubiła Planicę.
Wszystko działo się szybkim rytmem, zaprzeczając przeszłości. Tam odbywały się ostatnie konkursy Pucharu Świata i tam wszyscy wspólnie się cieszyli, bez niesnasek, a urazy były chowane bardzo głęboko. Wspólna zabawa, a także rozgardiasz, jaki panował na widowni, że każdy, bez względu na osiągane wyniki, był radosny. 
Ale teraz nie miała nastroju na zabawy. Była smutną outsiderką spacerującą pośród kilkuset wesołych osób - skoczków, osób ze sztabów szkoleniowych, rodzin. I wcale nie miała zamiaru tego zmieniać. Usiadła z daleka od ludzi na trawie, kładąc kartkę na kolanach i delikatnie sunęła po niej ołówkiem. Obok siebie postawiła plastikowy kubek z ciepłą cieczą, która okazała się być malinową herbatą. 
- Stochówna! Jak miło Cię widzieć! - usłyszała krzyk Piotrka Żyły.
- Cześć Piotrek! - wykonała coś, co miało być serdecznym uśmiechem. Nie miała jednak chęci na jakiekolwiek rozmowy. Ale, jak Kamil powiedział, "Planica jest najlepszym miejscem na nawiązywanie kontaktów międzyludzkich".
Zauważyła w oczach Wiewióra niepewność. Czuła, że stał między młotem, a kowadłem, między nią, a Maćkiem.
- Masz mi coś do powiedzenia? - zapytała lekko.
- Chciałem Ci powiedzieć, że jestem po Twojej stronie. To, co zrobił Maciek, było świństwem. Wierzę w Ciebie, dasz radę - Piotrek z serdecznością poklepał ją po plecach.
- Dzięki. Wiesz, takie słowa były mi potrzebne. Sama w siebie nie wierzę - westchnęła.
- To pora uwierzyć - jego oczy zrobiły się wyraźnie radośniejsze, a jego ręce pociągnęły ją prosto w stronę Słoweńców. Dokładnie, jednego Słoweńca.
- Piotrek, do cholery - zaśmiała się, nie zauważając, że zaraz zderzy się z jednym ze słoweńskiej ekipy - O Matko, bardzo Cię przepraszam - wybąkała przeprosiny w stronę Petera Prevca, który okazał się być jej wybawicielem, łapiąc ją z wyraźnym strachem wypisanym na twarzy.
- Nic się nie stało, Ada - zaśmiał się - Jak ja Cię dawno nie widziałem. Ale nic się nie zmieniłaś.
- Dopiero teraz poznałam, że to Ty. Witaj - kolejny pozytyw wyjazdu do Planicy, mogła pogadać z tymi, z którymi trochę czasu nie rozmawiałaś.
- Aż tak się zmieniłem? - zapytał.
- Ty się nic nie zmieniłeś - pojawił się na jej twarzy lekki zarys uśmiechu.
- Adeńka! No witaj! - usłyszałaś krzyk Jurija Tepesa. 
Przybiłaś mu piątkę.
- Tak się dawno nie widzieliśmy. Chyba porwiemy panienkę na jakieś piwko, no nie Peter? - zawołał ni z gruszki, ni z pietruszki Jurij.
- Na pewno, ale nie dziś - wykonała smutną minę, a Tepes z krzykiem "Jeszcze się umówimy" pobiegł do trenera.
- Co u Ciebie? - zaczął Peter - Słyszałem o Twoim roz... Ale nie mówmy o tym. Tu powinnaś się cieszyć.
- Może i tak, ale jakoś mi ciężko. A co u mnie? Studiuję, robię to co lubię. Na tym polu jest akurat dobrze - Ada spuściła wzrok.
Prevc usłyszał wołanie trenera, musiał już iść.
- Przepraszam. Pogadamy jeszcze? - upewnił się.
- Na pewno tak - uśmiechnęła się. Przypatrywała się z daleka sylwetce chłopaka biegnącego do trenera Janusa. Ucieszyła się, że miała kogoś, z kim mogła po prostu pogadać, kogoś spoza kadry. 
- Młoda! Gdzie ty się włóczysz? - krzyknął ze śmiechem nagle Janek Ziobro, który szedł z Kamilem.
- Już idę do Was - wróciła po zimną już herbatę i kart.ki. Na jednej z nich zauważyła napisany bardzo koślawym, charakterystycznym pismem liścik

"Gdybyś chciała któregoś z nas poderwać (zwłaszcza mnie, bo jestem piękny i boski, no to już wiesz) lub po prostu pogadać, wbijaj do pokoju 22.
Jurij"

Zaśmiała się w duchu i szybko podbiegła do chłopaków.

"Bo tyle siebie znam 
Ile z oczu twych wypatrzeć zdołam 
Ile zrozumiem szeptu pod stołem
Tak się boję..." 

W końcu wróciła do pokoju. 
Każdy, kto ją zobaczył, chciał z nią pogadać, wypytać, co się u niej dzieje. Nie miała już na to ochoty, w duchu była nawet trochę zła na Kamila, że naraził ją na rozmowę z rozentuzjazmowanym tłumem ludzi.
Nie chciała niczego innego, tylko płaczu. 
Ułożyła twarz w poduszkę i pozwoliła, by łzy moczyły poduszkę. To, że nieopodal słyszała głos Maćka, sprawiało, że więcej łez leciało jej po policzkach. Niedługo dane jej było płakać, bowiem do jej uszu doszedł dźwięk pukania do drzwi. O dziwo, poszła szybko otworzyć. Potrzebowała też obecności drugiej osoby. Łaknęła dotyku, dobrego słowa.
- Przeszkadz... Ty płakałaś - szepnął jej gość... Peter.
- Proszę, wejdź - powiedziała, pospiesznie ocierając łzy. Szybko zamknęła drzwi.
- Mogę Ci jakoś pomóc? - zapytał troskliwie.
- Nie wiem, Peter - delikatnie zbliżyła swoją twarz do jego. Spojrzała głęboko w jego oczy, po czym musnęła jego usta. Nie wiedziała, co robi.
Pragnęła przecież, prócz płaczu, jeszcze ciepłego dotyku i dobrego słowa.
Wpiła się mocniej w jego wargi. On, zaskoczony, delikatnie się odsunął i zapytał.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
Kiwnęła głową, po czym na nową zaczęła badać fakturę jego warg. Peter zaczął odwzajemniać pocałunek.
Po kilku minutach obdarowywał jej ciało wieloma pocałunkami, czule się z nią obchodząc. Ona zaś w końcu dostała to, co chciała - ciepły dotyk i dobre słowo. I odwdzięczała się za to, błądząc ustami po jego torsie.
Po wszystkim położyła się na jego klatce piersiowej, czując nierówny rytm bicia jego serca i wykonywane oddechy. Zasnęła.
- Gdybyś tylko zdołała jeszcze mnie pokochać - westchnął, całując ją w czoło.
Bo on, Peter Prevc, ten, który ponoć nie miał czasu na miłość, coś ukrywał. Ukrywał, że się zakochał.

Planica to najlepsze miejsce na nawiązywanie kontaktów międzyludzkich. Mało kto jednak wie, jak bardzo bliskich.

___________________________________________________
Jest i Peter! Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni z tego, co tu nabazgrałam. Tak trochę słodko-kwaśno wyszło. No i trochę gorzkiego.
Ferie póki co wykorzystuję, zarówno twórczo, jak i sportowo. Mogę być zadowolona z tych dwóch dni, jak na razie. Oby było jeszcze lepiej!
Pozdrawiam! :)

sobota, 15 lutego 2014

jeszcze, jeszcze [1]


"Dzień, który zaczął się marnie
I marnie skończy się.
Może strułem się jabłkiem
Nie wyspałem"

Znów w domu państwa Kot panowała nerwowa atmosfera. Choć była taka zawsze, gdy ta dwójka nienawidzących się ludzi się spotykała, to tego dnia osiągnęła apogeum.
Miała dosyć. Miała dosyć pretensji starszego brata jej chłopaka, który obwiniał ją o wszystko, co się dało. Nie potrafiła słuchać ciągłych obelg, wykrzykiwania opinii, jakoby miała zmieniać Maćka na gorsze. Co bardziej bolesne, Kuba obwiniał ją o coś, na co nie miała żadnego wpływu, o coś, gdzie nie było jej żadnej winy.
A jednak on mówił, że Agata zmarła przez nią. Że to przez nią stracił swoją narzeczoną. Ada nie spowodowała wypadku samochodowego w Zakopanem, o którym było tak głośno. Ona tylko była pasażerem. Ale jej winą według starszego z braci Kot było to, że to ona namówiła jego ukochaną na wyjazd. Żył w błędnym przeświadczeniu, że gdyby nie ta namowa, Agata dalej by żyła. Nie rozumiał, że nie wolno w życiu gdybać, gdy nie ma się wpływu na jakieś zdarzenie, że czasu nie cofnie. Nie rozumiał, że los idzie swoim biegiem i nawet gdyby przeżyła, to mogłaby zginąć w każdym innym wypadku. Na siłę szukał winnego, chociaż winna była Agata. Ale kochał ją tak, że nie dopuszczał tego do swoich myśli. Krzywdził tym zarówno siebie, jak innych
Kłótnia się skończyła tak, jak zwykle - Kuba uciekł do innego pokoju, zaś Ada na kanapie układała się w kłębek, próbując się uspokoić. Brakowało jeszcze Maćka wpatrującego się w drzwi przed chwilą zamknięte przez jego brata jak ciele w malowane wrota, potem interweniującego.
Teraz jednak młodszy z Kotów chodził nerwowo po kuchni, mając minę zbitego psa. Wyglądał tak, jakby coś w sobie tłumił, a to coś miało zaraz wybuchnąć.
- Powiem jej to po południu - mruknął sam do siebie i usiadł na krześle.

Spała.
Otwierając leniwie oczy zauważyła trzy osoby, które przyglądając się jej uważnie dyskutowały między sobą.
- O, kretynka wstała - prychnął Kuba.
- Jakub, teraz wiesz, o czym mówię. Skupiasz się na zatruwaniu życia Bogu ducha winnej dziewczynie, zamiast na skakaniu. I widać skutki - krzyczał pan Rafał.
- Zatruwam jej życie, tak jak ona zatruła je mi - syknął jego starszy syn i wyszedł.
- Wiecznie niezadowolony panicz Jakub Kot w końcu wyszedł - prychnęłaś.
- Przepraszam Cię za niego. Widzę, że nie dajesz sobie rady z tym wszystkim - westchnął pan Kot.
- To on powinien przeprosić - szepnęłaś.
- Tato... zostaw nas na chwilę samych - powiedział z powagą Maciek.
Pan Rafał kiwnął głową i opuścił pokój.
- Maciek, co tu do cholery się dzieje? O czym rozmawialiście? - zapytała podniesionym głosem Ada.
- Rozmawialiśmy o Kubie, ale nie dlatego jesteśmy sami. Muszę Ci powiedzieć coś, z czym zbierałem się długo.
Widział w jej oczach strach, niepewność, sam to czuł. Ale nie mógł jej dłużej oszukiwać. Jest ona zbyt dobra, zbyt delikatna, by ją tak krzywdzić. Miał wyrzuty sumienia, choć uczuć nie mógł oszukać.
- Aduś, na początek przepraszam za to, co wydarzy się potem. Wiem, że będziesz rozżalona i pewnie mnie znienawidzisz - oczy dziewczyny przybrały rozmiar pięciozłotówek - Nie mogę jednak tego przed Tobą ukryć - spuścił wzrok na podłogę.
- O co chodzi? - szepnęła wystraszona Stoch. Nie spodziewała się, że usłyszy takie słowa od niego.
- Ja... zdradziłem Cię. Kocham inną - powiedział cicho, po czym głośno westchnął.
Potok łez zbierał jej się pod powiekami. Właśnie straciła kolejną osobę, na której bardzo jej zależało. Znów traciła grunt pod nogami. Znów to, co miesiącami skrupulatnie układała, rozpadło się. Jej życie przypominało domek z kart.
- Od kiedy? - syknęła próbując opanować emocje, przygryzając wargę. Maciek milczał, próbując jednak coś siebie wydusić.
- No odpowiedz, do cholery! - krzyknęła.
- Od czterech miesięcy - policzki Maćka pokryły się różem.
- Od kiedy? Od czterech miesięcy? To przez tyle czasu kłamałeś, że mnie kochasz?! - jej serce wybuchło, bo źle ulokowało swe uczucia.
- Ada, to nie taki, ja po prostu się w niej zakochałem, ale dalej jesteś dla mnie kimś ważnym - Maciek cicho próbował się usprawiedliwić.
- Tak po prostu. Wiesz co? Jesteś pierwszą osobą, którą znienawidziłam po chwili. Nie chcę Cię znać - emocje, które w niej drzemały ukazały się w postaci czerwonego śladu na policzku jej byłego partnera. 

"I może sama powiesz mi
jak mam powiedzieć to Tobie,
że już nie kocham Cię, nie chcę,
że kiedy patrzę na to, jak jest,
już nie przechodzą mnie dreszcze
już nie brakuje mi powietrza
już nie wołam jeszcze, jeszcze, jeszcze..."

Wybiegła z pokoju. Zobaczyła usatysfakcjonowaną minę Kuby i pana Rafała szepczącego "Maciek, coś ty najlepszego zrobił?" Drżącymi rękami chwyciła telefon. 
- Gdzie ten numer do Kamila? - spytała samą siebie w myślach, szperając po rzędach literek w książce telefonicznej. Wybrała jego numer. Po kilku dźwiękach usłyszała jego spokojne, jak zawsze, "halo".
- Kamil, znów tracę to, co dla mnie najważniejsze - załkała.
- Maciek? - zapytał krótko Stoch z troską w głosie.
- Tak. Zdradził mnie. To koniec.
- Za niedługo będę. Spakuj się - skwitował krótko.
Po zakończenia połączenia wbiegła do pokoju, by spakować swoje rzeczy. Ujrzała tam tak znienawidzonego przez nią Kubę, który najwyraźniej znalazł pretekst do wbicia kolejnej szpilki w serce dziewczyny.
- Nareszcie stąd się wyniesiesz - zaśmiał się szyderczo.
- Za to ty na razie wyniesiesz się z tego pokoju - syknęła. Wypchnęła go z wejścia do pomieszczenia, a on potknął się i złapał się za kostkę. Ada złapała torbę i zaczęła pakować rzeczy. Spojrzała jeszcze z żalem na Maćka, który przyglądając się jej sylwetce westchnął głośno.
- Co tak wzdychasz? - warknęła - Wyjdź i nie dręcz mnie już, jak widzisz, Twój braciszek potrzebuje trochę pomocy - rzuciła okiem na Kubę próbującego doprowadzić do porządku kostkę - Zaraz mnie tu nie będzie.
- Ada, ja chciałbym... - zaczął Maciek
- Wiesz co, nie przepraszaj. Skoro z nią będziesz szczęśliwszy... powodzenia, chociaż ty masz szczęście - mruknęła, ocierając łzę. 
Bo jeżeli się kogoś kocha, to pragnie się dla tej osoby szczęścia, nawet jeśli to szczęście będzie miał z inną osobą u boku. A Adrianna Stoch kochała Macieja Kota. I jeżeli on ma być szczęśliwy z inną, ona musi mu dać odejść. Bolało ją jednak to, że od czterech miesięcy żyła w błogiej nieświadomości. Ale kochała Go, więc chciała dla Niego szczęścia.
Po kilkudziesięciu minutach, gdy atmosfera nieco wystygła Ada wyszła z domu państwa Kot ze swoimi rzeczami i z Kamilem. Nie podejrzewała, że on zachowa aż tyle spokoju. Obeszło się bez awantur. Kamil bowiem uznał, że załatwią wszystko podczas ostatniego konkursu w Planicy.
- Jedziesz do Planicy ze mną. To już postanowione, nie przyjmuję odmowy - powiedział stanowczo, ale z uśmiechem.
Zbladła.
- Kamil, ja nie chcę - odrzekła zdecydowanym głosem.
- Nie interesuje mnie to - mruknął - Nie pozwolę Ci zamknąć się na ludzi, jak po śmierci Agaty. Planica to najlepsze miejsce na nawiązywanie kontaktów międzyludzkich.
- Błagam Cię, Kamil. Mam dosyć Maćka, Kuby, ludzi. Muszę to odchorować - jednak i te argumenty okazały się uderzaniem głową z mur. A głową muru nie przebijesz.
- Odchorujesz to tam, z ludźmi - uśmiechnął się triumfalnie jej starszy brat.
Westchnęła głośno. Nawet gdyby przykleiła samą siebie super-klejem do łóżka, on i tak zabrałby ją na ostatnie konkursy Pucharu Świata. Miała tylko nadzieję, że ich wszystkich w tej Planicy nie pozabija. Aspołeczność się obudziła...
_______________________________________________
Już jestem, ze złym Kubą, ze zdradą Maćka, z troskliwym Kamilem, z buntowniczą i mocno skrzywdzoną Adą, ale bez Petera! Jeden z głównych bohaterów niedługo się pojawi ;))
Po stresie związanym z olimpiadą  zaczęłam już ferie na całego! Będzie pisanie! :) Dziś też trzymamy kciuki za Kamila, Janka, Maćka i Piotrka! Głęboko wierzę, że będzie pięknie!
Pozdrawiam!

wtorek, 21 stycznia 2014

"It's such a shame for us to part" [7]

Wszystko skończyło się dobrze, choć na tym szczęściu była jedna plama.
Zachowanie Twojej mamy.
Już nie chodziło o to, że chciała Cię zabić.  Już nie chodziło o to, że na początku Cię nienawidziła.
Chodziło o to, że uciekła po szczeniacku, jak tchórz. Zawsze była dla Ciebie wzorem we wszystkim. To ona imponowała Ci swoją samodzielnością, wytrwałością. Choć widziałaś jej wady, nie przeszkadzały Ci one, bo ją kochałaś. A teraz ona przegrała właśnie sama ze sobą, ze wspomnieniami. Przegrała z Tobą, nieświadoma tego.
Płakałaś długo. Ciężko jest przeczytać z listu "chciałam ją zabić", "nienawidziłam jej". Przez pewien czas nawet byłaś wściekła na Manuela za to, że pokazał Ci te wykreślone litery, w których krył się ból, żal i zagubienie. Próbowałaś ją usprawiedliwiać, dziwiąc się, że Ci nie wychodzi. Nie potrafiłaś się pogodzić z tym, że nijak się nie da wytłumaczyć jej zachowania.
Stałaś przed lustrem w pięknej, białej sukience. Za kilka godzin miałaś zostać panią Fettner. Manuel oświadczył Ci się już po wyjściu ze szpitala i starał się załatwić szybko formalności związane ze ślubem, na razie cywilnym. Odnalazłaś swoją matkę w Szwajcarii, dzięki Simonowi Ammannowi. Niemały udział w jej odznalezieniu miał Morgi, który emocjonalnie zaangażował się w szukanie numeru, adresu. Czegokolwiek o niej. Nie rozmawiałaś z nią. Napisała do Ciebie tylko krótki list.
Usłyszałaś pukanie do drzwi. Była to Kristina, Twoja świadkowa. Ona i Thomas wrócili do siebie, w końcu miłość jest cierpliwa, łaskawa i nie unosi się pychą. Zdążyłaś się o tym przekonać.
- Już przyniosłam spinkę, przymierzymy - uśmiechnęła się szeroko, mając w dłoni spinkę w kształcie kwiata, którą po chwili wpięła Ci we włosy - Pięknie wyglądasz, spójrz.
Spojrzałaś przez chwilę w lusterko, po czym nieśmiało opuściłaś wzrok, który wbiłaś w podłogę.
- Kris... myślisz, że ona przyjedzie? - zapytałaś niepewnie.
- Mam przeczucie, że przyjedzie. Musi, w końcu to ślub jej jedynej córki. Nie martw się na zapas. Powinnaś się cieszyć, to Twój wielki dzień.
- Nie wiem... Nie rozumiem, jak mogła. Ale dobrze, to najpiękniejszy dzień w moim życiu - na Twojej twarzy pojawił się dość szczery uśmiech.
- Choć, już pora - Kristina lekko chwyciła Twoją dłoń.

W urzędzie stanu cywilnego było sporo osób - przyjaciele ze skoczni, rodzina... nie było jednak tej osoby, której najbardziej wyczekiwałaś.
- Kochanie, wszystko w porządku? - zapytał Twój zmartwiony narzeczony.
- Nie ma jej... - szepnęłaś.
- Musi przyjść. Nie może Cię zawieść - Fettner cmoknął Cię w czoło.
- Mam nadzieję - westchnęłaś głośno.
Wszystko działo się bardzo szybko. Przysięga sprawiła, że w Twoich oczach.rozbłysły łzy, które jednak były pełne szczęścia. Wiedziałaś, że dokonałaś najlepszego możliwego wyboru, że swoje życie będziesz dzielić z osobą, która mimo swojego nieokiełznanego charakteru bardzo Cię kocha i liczy się z Twoim zdaniem.
Ale ona tego nie widziała. Jej nie było. Pojawiła się dopiero, gdy było już po wszystkim.
- Dzień dobry, przepraszam - zawołała z marszu.
- Nie uważasz, że zbyt często przepraszasz i zawodzisz własną córkę? - syknął Alex.
- Spokojniej, tato - delikatnie chwyciłaś jego ramię - Mamo... liczyłam na Ciebie. Liczyłam, że będziesz w dniu, który zmieni moje życie. Szkoda, że to był moment, w którym mój autorytet zmienił się we wrak - przez Twoie struny głosowe przeszły bardzo ostre słowa. Takie słowa na ogół ranią. Prawda rani.
- Lena, to nie tak - powiedziała Twoja matka.
- A jak? Zawsze byłam dla Ciebie balastem, tylko czekałaś, aż uda się mi poznać tatę. A te bajeczne słówka z listu, to że mówiłaś, jak mnie kochasz? Puste słowa! Teraz siedzisz w tym Twoim Davos, z jakimś Gregorkiem, o którym bym się pewnie nie dowiedziała, gdyby nie Simon z Thomasem. Skoro tak bardzo nie chcesz mnie widzieć, to wyjedź, ale nigdy mnie nie zobaczysz. Nadal nie rozumiem, jak... Jakim cudem zmieniłaś się tak bardzo? Nigdy taka nie byłaś. Ale cóż, pewnie udawałaś - powiedziałaś to, co ciążyło na Twojej duszy i umyśle po jej.ucieczce. Słowa mają moc. Ogromną. Sprawiały Ci jeszcze większy ból.
- Muszę uciec od przeszłości, od Ciebie, chcę nadrobić stracony czas... przepraszam. Bądź szczęśliwa - Lilith równie szybko zniknęła, jak się pojawiła.
- Jak ona może być tak nieodpowiedzialna? - szepnęłaś sama do siebie.
Manuel wtulił Twoje wątłe ciało w swój tors, jakby chcąc zapewnić, że wszystko będzie dobrze.

Wesele odbyło się, mimo tego zdarzenia.  Byłaś wdzięczna gościom, że nie wypytywali o jej zachowanie, o ten incydent. Niewtajemniczeni wiedzieli jedynie to, że Lilith uciekła i to wystarczyło.
Zbliżał się ostatni taniec tej nocy. Trafiłaś w ramiona Twojego męża, który kołysał Cię w rytm grającej muzyki.
- Manu, obiecasz mi coś? - zapytałaś.
- Wszystko dla Ciebie, kotek - szepnął Ci do ucha.
- Obiecaj mi, że nie pozwolisz mi płakać, że będziemy szczęśliwi, że to koniec złego.Obiecaj - poprosiłaś
- Nie pozwolę Ci płakać, będziemy szczęśliwi, wszystko będzie dobrze. Obiecuję, kochanie - na potwierdzenie swoich słów wpił się w Twoje usta. Słychać było gromkie "Gorzko, gorzko" gości.

Wtedy po raz kolejny przekonałaś się, że słowa mają wielką moc. Uśmiechnęłaś się na wspomnienie tamtej chwili, chwili, która była dla Ciebie zapewnieniem o jego miłości.
- Już jestem! - zawołał radośnie Twój mąż, obdarowując całusem w usta Ciebie i muskając wargami czoło Waszej córeczki, Luny. Usiadł obok Was na kanapie i objął ręką.
- Kochanie, dziękuję - powiedziałaś cicho.
- Za co? - uśmiechnął się Manuel.
- Za to, że jesteś, że Was mam. Bardzo Was kocham. Nie pozwalacie mi płakać, jesteśmy szczęśliwi - wyznałaś.
Nie miałaś kontaktu z matką. Nie czułaś jej obecności. Ale masz kochającego tatę, wspaniałego męża i cudowną córkę. Masz rodzinę, która jest dla Ciebie całym światem. Tylko to się liczyło.
- Mówiłem skarbie, że wszystko będzie dobrze. Też Was bardzo kocham. Tak bardzo bardzo - zaśmiał się Twój ukochany.
Czuliście, że szczęściem będziecie się cieszyć długo. Bo mieliście siebie.
_____________________________________
Halo!
Mam nadzieję, że do końca o mnie nie zapomnieliście. To już koniec historii Leny i Manuela. Smutno mi trochę się rozstawać z nimi, ale niedługo pojawi się początek Ciepło/Zimno z Peterem Prevcem i pewną niepokorną, ale wrażliwą dziewczyną w roli głównej. Tym razem naprawdę niedługo, bo ferie za pasem! Wierzę, że dalej będziecie ze mną!

niedziela, 19 stycznia 2014

"It's such a shame for us to part" [6]

Celowała w Waszą stronę.
- Mówiłam Ci, Diethart - powtórzyła kolejny raz - to jest Twój koniec. Zabrałaś mi Manuela, ja zabiorę teraz osoby, które kochasz. Nienawidzę Cię.
Nie przestraszyłaś się jej, postąpiłaś tak, jak się nikt nie spodziewał. Każdy znał Cię jako osobę delikatną, wrażliwą. Dla rodziny jednak byłaś gotowa oddać wszystko, łącznie z życiem.
- Strzelaj - powiedziałaś spokojnie - Strzelaj, na co czekasz?
Manuel, Angela i Twój ojciec spojrzeli na Ciebie z szokiem.
- Dziecko, co ty... - zaczął Alex.
- Spokojnie, tato. Wy nie zasłużyliście. Jej chodzi o mnie. Tylko o mnie, to zemsta - powiedziałaś z chęcią walki w głosie.

Nie bałam się. Po raz pierwszy się nie bałam. Ona jest za słaba, wymięknie.

- Matko, co tu się dzieje?! - krzyknął lekarz - Szybko, proszę dzwonić na policję - zwrócił się do pielęgniarki.
- Cóż, policja nie zdąży, bo już będzie po wszystkim - zaśmiała się szyderczo Sylvia.
- Jak ma nie zdążyć, to strzelaj - powiedziałaś spokojnie - Chyba, że wymiękasz, to nie wygłupiaj się i odłóż tę spluwę.
Fettner patrzył na Ciebie zszokowany. Po jego minie można było wnioskować, że sam chciałby być na Twoim miejscu, że chciałby Cię ochronić. Bał się bardziej od Ciebie.
- Nie bójcie się, ona nie da rady, nie strzeli. Widać, że zaraz przestanie celować - rzekłaś z pewnością

Przejrzałam ja na wylot.

- Czyżby? - syknęła i pewniej chwyciła pistolet. Widząc jednak spokój w Twoich oczach nagle upadła i zaczęła płakać. Jej broń wylądowała na podłodze.
W międzyczasie przyjechała policja. Widział to Morgenstern, który wpadł do sali chcąc dowiedzieć się, co się stało. Ty zaś, gdy wyprowadzono Altenburger, jakby dopiero zdając sobie sprawę z tego, co się stało, zaczęłaś płakać.
- Już dobrze, po wszystkim. Byłaś bardzo odważna. Cicho, już - szeptał Manuel, próbując Cię uspokoić.
- Manu, nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś Wam się stało - załkałaś.
- To moja wina, przeze mnie ona chciała Ci zrobić krzywdę. Nie Ty powinnaś się z tym mierzyć - powiedział ze skruchą Fettner.
- Miałem dobre przeczucia, że coś się zdarzyło. Zobaczyłem tę informację o ucieczce Sylvii i coś mnie tchnęło, by tu przyjechać - przyznał Thomas.
- Dobry z Ciebie przyjaciel, Morgi - powiedział lekko Manuel.
Byli ze sobą blisko, mogli na siebie liczyć. To właśnie z Morgim Fettner dogadywał się najlepiej.
To właśnie Morgi pomagał mu wyjść z dołka po z rozstaniu z Tobą.
Manuel zaś sprawił, że on się nie zagubił po wypadkach, momentach bez formy i rozstaniach z Kristiną.
- Dzień dobry, Florian Stolz, jestem komendantem miejscowej policji. Mogę zamienić z panią Leną kilka słów? Wszyscy Państwo musicie złożyć zeznania, ale chciałbym zacząć od Pani - zwrócił się tu do Ciebie. Kiwnęłaś głową z aprobatą, a wszyscy, na prośbę funkcjonariusza, opuścili salę.
- Pani Diethart, jeżeli Pani tylko gorzej się poczuje, proszę uprzedzić, dobrze? - zastrzegł policjant.
- Dobrze.
- Zacznijmy więc od początku. Co się działo na początku?
- Wpadła tu nagle, nikt nie wiedział, skąd. Zastanawiam się, jak w ogóle weszła do szpitala, dziwne, że nie zauważyli tej broni.
- No dobrze, a jak się zachowywała?
- Była bardzo nerwowa, czułam, że nie strzeli. Działała jak w amoku - wyjaśniłaś spokojnie.
- To była zemsta za coś?
- Tak. Ona była kochanką mojego partnera.
- Pana Fettnera, tak?
- Dokładnie tak.

Cały czas naszego związku stanął mi przed oczami.

- Pani Leno, wszystko w porządku? - zapytał policjant widząc Twoje łzy.
- Tak, wszystko dobrze. Po prostu ona namieszała w naszym życiu bardzo mocno - odpowiedziałaś.
- Możemy kontynuować?
Kontynuowaliście. Pytał Cię o wiele rzeczy - o Wasz związek, rozstanie, jego okoliczności. Nawet Thomas nie wymigał się od wyjaśnień. Badane było wszystko, co mogło być pomocne w postawieniu zarzutów Sylvii. Policja dopiero po kilku godzinach odjechała.
- Tyle nerwów... Nie denerwujcie się, już dobrze - Alex próbował wszystkim dodać otuchy.
- Teraz już może być tylko lepiej. Koniec chorych wydarzeń jak z filmów - szepnęłaś, ściskając rękę Manuela.
Manuel pogłaskał Cię po policzku, słysząc Twój równomierny oddech.
Spałaś

Nie bałam się. Nie bałam się już o Nas, o moją rodzinę.

Manuel tymczasem uważnie czytał list, który otrzymał od Twojej matki już kilka dni temu. Odważył się otworzyć dopiero teraz. Alexa już nie było, nic go nie zwalnia od trenowania austriackiej drużyny. Była tylko Angela, która stała obok niego i widziała czarne znaki pełne bólu i cierpienia na kartce

"Manuelu!
Niestety nie mogę odwiedzić Lenki, choć bardzo bym chciała i kocham ją. Wyjechałam tam, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Wiem, co możesz sobie pomyśleć... Postąpiłam jak tchórz, ale nie mogłam inaczej. Nie mogę budować muru między nią, a Alexem. Ona na pewno mnie znienawidzi za to, że chciałam ją zabić, że chciałam usunąć ciążę, że nawet nienawidziłam jej za to, że musiałam zrezygnować z własnych marzeń. Tak naprawdę pokochałam ją dopiero wtedy, gdy zdałam sobie sprawę, że mam tylko ją. Byłam egoistką, teraz płacę za to. Płacę za błędy młodości.
Czemu piszę akurat do Ciebie? Bo wiem, że ją kochasz, że ona Ci zaufała. Dlatego jestem przekonana, że najlepiej przekażesz jej treść tego listu.
Nie znajdziecie mnie już w Austrii. Jestem tam, gdzie nie znajdzie mnie nikt.
Bądźcie szczęśliwi, jestem z Wami duchem.
Lilith"

Fettner otarł małą łzę.
- Pani Angelo, co mam zrobić?
- Manuelu, teraz musisz stawić temu czoła, zrobić to, o co prosi matka Leny. Powiedzieć Twojej ukochanej to, co ona napisała - powiedziała z powagą żona Alexa.
- Ma Pani rację, muszę tak zrobić - powiedział Manu, wkładając list do koperty.

_____________________________________
Smutna informacja - jeszcze tylko epilog :(
I chyba ta dobra - niedługo zaczynamy z "Ciepło/Zimno", w roli głównej bardzo utalentowany skoczek słoweński, medalista MŚ (i tu już na pewno wiecie, o kogo chodzi) i siostra najlepszego, polskiego skoczka. Istotną rolę odegra też inny nasz skoczek.
Przepraszam też za te zaległości w komentowaniu blogów i dodawaniu rozdziałów - nadrobię!
Pozdrawiam!

wtorek, 14 stycznia 2014

"It's such a shame for us to part" [5]

Obudziłaś się w szpitalu.
Czułaś ciepły dotyk, który bardzo dobrze znałaś. Czułaś delikatny uścisk dłoni i  głaskanie po czole, które zdawało się być pełne troski i miłości.

Manuel. On tu jest. Czuwa przy mnie.

Otworzenie oczu kosztowało Cię dużo sił, jednak udało Ci się to. Za mgłą ujrzałaś Manuela, który po chwili z uśmiechem pocałował Cię w czoło.
- Kochanie, w końcu się obudziłaś. Bardzo się bałem - szepnął.
- Manu - podniosłaś lekko rękę, głaszcząc go po policzku - Długo spałam?
- Cztery dni. Wszystko przez to, że Sylvia w hotelu dodała Ci czegoś do butelki z wodą. Miała dodatkowy komplet kluczy. Nie zgubiłaś ich, tylko ona Ci jej ukradła, potem je podrzuciła. Morgi z Andreasem to odkryli. Policja się tym zajmuje, ale jeszcze jej nie zatrzymali - powiedział strapiony.

Nie rzucała słów na wiatr. Ale nie to mnie martwi. Martwi mnie to, że nie ma mnie przy chłopakach. Przy Alexie. Moim... tacie?

- Cztery dni?! Przecież zaczął się już Turniej Czterech Skoczni, ja powinnam być tam, a ty powinieneś być na Pucharze Kontynentalnym - Twoje oczy przybrały rozmiar pięciozłotówek.
- Cicho, maleńka. Ja już zawody mam za sobą, a najważniejsza jesteś Ty. Zamiast martwić się o siebie i swoje zdrowie, martwisz się o innych - zaśmiał się cicho.
Zaczął zbliżać swoje usta do Twoich. Delikatnie musnął Twoje spierzchnięte wargi, a Ty zaczęłaś z pasją, ale i lekkością odwzajemniać pocałunek.
- Wszystko będzie dobrze. Tylko wróć do mnie. Kocham Cię - cmoknął Cię w policzek
- Wrócę. Jesteś dla mnie dalej kimś wyjątkowym i ważnym. Postarajmy się teraz, nie zburzmy tego - na Twojej twarzy zagościł uśmiech.

I znów miłość wygrała, jak zwykle. Ale kocham go. I kochałam go wcześniej.

Jego oczy zaczęły blyszczeć mocniej, niż przed chwilą. Manuel był znów Twój. Nie znałaś jednak odpowiedzi na ostatnie pytanie, które Cię nurtowało
- Manuel, powiedz mi... Wiesz, dlaczego Alex nazwał mnie córką? Przecież on nie jest, nie może być moim ojcem - po Twojej twarzy poleciała jedna łza.
- Jest Twoim ojcem. Znam całą historię, ale myślę, że powinnaś ją poznać od niego. Zaraz tu powinien być. Wiesz, w przerwach między konkursami czuwał cały czas przy Tobie, chłopaki też Cię często odwiedzali - odpowiedział Manuel.
- Jesteście najwspanialsi na świecie - oboje zaczęliście się cicho śmiać.
Wasze piękne chwile przerwał lekarz.
- O, pani Lena już się wybudziła, wspaniale. Ale panie Manuelu, powinien Pan nas zawołać. Przecież musimy zrobić badania - zwrócił się do Fettnera.
- Bardzo przepraszam, chyba nie postąpiłem zbyt rozsądnie - spojrzał porozumiewawczo na Ciebie.
- Może i nierozsądnie, ale za to mniej więcej wiem, co działo się w ostatnich dniach - powiedziałaś z serdecznością w głosie.
- Ma pani wspaniałego ojca. Bardzo się o panią troszczył, dbał. Przejmował się pani stanem, podobnie partner. Ma pani na kogo liczyć - rzekła z uznaniem pani anestezjolog.
- Wiem - uśmiechnęłaś się szeroko.

Uśmiech przez niewidzialne łzy. Nagle wszystko się zmieniło, okazało się, że moja matka nie mówiła mi prawdy.

Ty i Manuel zauważyliście na korytarzu Alexandra, który, wyraźnie szczęśliwy, rozmawia z lekarzami. Szybko zakończył rozmowę, gdy Wasze spojrzenia spotkały się ze sobą. Cichymi krokami wszedł do Twojej sali.
- Może ja lepiej poczekam przed salą. Macie sobie wiele do powiedzenia - powiedział lekko Fettner. Pointner pokiwał głową z wdzięcznością.
- To prawda? To prawda, że jesteś moim ojcem? - zapytałaś cicho.
- Tak... jestem nim, jestem Twoim ojcem, Lenko - odpowiedział z chwilą pauzy Alex.
Łzy, wielkie jak groch zaczęły spadać na Twoje policzki. Spojrzałaś w oczy swojego ojca, które wyrażały spokój.

Spokój. Jedyna rzecz potrzebna w tym momencie. Ale jak ją zachować?

- Wiem, że to zmieniło Twoje życie i to bardzo mocno. Dla mnie też dużo się zmieniło, okazało się, że mam kolejne, wspaniałe dziecko. Chcesz poznać całą historię? - delikatnie chwycił Twoją dłoń.
- Chcę. I nie jestem wspaniała. Nigdy nie byłam - łkałaś. Aleks próbował otrzeć Twoje łzy, których z każdą sekundą jednak przybywało.
- Jesteś wspaniała. Potrafisz wybaczyć, potrafisz walczyć o swoje marzenia, nie chowasz urazy, chociaż to bardzo ciężkie. Nie doceniasz samej siebie, córeczko. A jak to było ze mną i z Twoją mamą? Byliśmy młodzi, głupi, mieliśmy po siedemnaście lat. Zacząłem wtedy jeździć na zawody, zaczynałem swoją karierę. Na obozie poznałem Twoją mamę, była narciarką alpejską. Odziedziczyłaś po niej włosy i usta - uśmiechnął się szeroko, rozpoczynając opowieść - To była taka wakacyjna miłość. Od razu się sobie spodobaliśmy. Przez bite dwa tygodnie chodziliśmy za rękę, zauroczeni sobą. A ostatniego dnia... spotkaliśmy się w moim pokoju... dziewięć miesięcy później urodziłaś się Ty. Lilith jednak nie chciała, bym Ciebie wychowywał razem z nią. Ona już kogoś miała, a ja poznałem Angelę, swoją żonę. Jedyne, co wiem o Twojej mamie to to, że skończyła wychowanie fizyczne i skończyła z narciarstwem alpejskim, gdy skończyłaś siedem lat - zakończył opowieść.
- Poznała mojego ojc... ojczyma, tyrana. Mama po kilkunastu latach się z nim rozwiodła - zdradziłaś jedną ze swoich tajemnic, którą znał tylko Manuel.
- Bił Was? - zapytał krótko Alex. Kiwnęłaś tylko głową, a on bez słowa Cię przytulił.
- Nie pozwolę. Nikt nigdy Ciebie nie skrzywdzi. Nigdy - cmoknął Cię w czoło.
- Al... Tato, czy Twoja rodzina wie o moim istnieniu? - zapytałaś niepewnie.
- Angela wie od początku. Zawsze staraliśmy się o to, żeby dzieciaki znały Ciebie choć trochę z opowieści. Wiedzą, że mają siostrę, która mieszka daleko od nich. Tylko Max i Nina tak naprawdę domyślają się, czemu - wyjaśnił Pointner.
- Akceptują mnie? Nie chcę być zbędnym balastem dla Was - skwitowałaś dobitnie.
- Nie jesteś zbędnym balastem, co ty opowiadasz. Angela tu przyjedzie, bardzo chce Cię poznać. Dzieciaki też, choć trudno było im to przyjąć, bo tego nie rozumiały. Wszyscy bardzo na Ciebie czekają. Jesteś moim dzieckiem, teraz, kiedy mam z Tobą kontakt moim zadaniem jest dać Ci to poczucie bezpieczeństwa, którego nie mogłem dać przez dwadzieścia pięć lat. Choć wiem, że jesteś dorosła to wiem, że wsparcie jest Ci teraz potrzebne jak nigdy - Alexander bawił się Twoimi włosami.
Nagle oboje zauważyliście, jak Manuel prowadzi do sali nieznajomą kobietę.
- Kochanie, masz gościa. To jest Angela, żona Twojego taty.
Kobieta nieśmiało wyciągnęła ku Tobie rękę. Delikatnie ją uścisnęłaś.

Powierz mi swoje tajemnice, zadaj mi Twoje pytania
Och, powróćmy do początku
Biegając w kółko, goniąc się wzajemnie
Zmierzamy osobno w ciszy

Długo rozmawialiście we czwórkę. Dowiedziałaś się, że Angela, tak jak Ty uwielbia siatkówkę. Okazało się, że bardzo chce Ci pomóc, że nie chce zostawić Cię samej, że chce być dla Ciebie jak matka. Waszą rodzinną sielankę przerwała jednak sprawczyni Waszych krzywd, ostatnia osoba, którą lekarze wpuściliby do szpitala.
- O, widzę, że rodzinka szczęśliwa. Mówiłam Ci, Lena, nigdy nie będziesz szczęśliwa - powiedziała, zaciskając ręce na pistolecie.
Ty zaś usłyszałaś głos dobiegający z telewizora, który mówił o kobiecie, która uciekła z transportu policyjnego i która nazywa się Sylvia Altenburger.

Jak ona się tu dostała?

________________________________________________
Trochę Was potrzymam w napięciu, tak luźno przewiduję, że do końca zostały mniej więcej trzy, cztery party, więc trochę z Fettim zostaniemy. Sylvia znów chce zaburzyć szczęście Leny, czy jej się to uda? Zobaczycie za kilka dni :D
Niech już te ferie się zaczną, co? :))