♥
"Ile jestem ci winien?
"Ile jestem ci winien?
Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń?
Ale kiedy wszystko już oddam, czy
będziesz szczęśliwa i wolna?"
Obudziła się w opiekuńczych, słoweńskich ramionach. Zbliżała się godzina trzecia w nocy. Słychać było tylko szumiący wiatr i gdzieniegdzie szczekanie psa. Z cichym rozbawieniem patrzyła, jak jej towarzysz z uśmiechem walczył z objęciami Morfeusza.
Nie żałowała tego wieczoru. Po raz pierwszy poczuła się wyjątkowo. Peter w upojnych chwilach skupiał uwagę tylko na niej. Chociaż na chwilę zapomniała o tym, że ma problemy. On za pomocą kilku ruchów i pocałunków sprawił, że wszystko uleciało jak liść. Liść jednak, mimo, że fruwa na wietrze, nie znika.
- Długo nie śpisz? - nagle z rozmyślań wyrwał głos Prevca.
- Nie, tylko chwilkę? - uśmiechnęła się. Szczerze.
- Która jest?
- Pięć po trzeciej.
- Noc jest jeszcze młoda - zaśmiał się.
- Peter, a Jurij wyskoczył do klubu? Wiesz, żebyś nie wzbudzał podejrzeń, jak będziesz wracał - zapytała Ada.
- Wiesz, że on takiej okazji nie przepuści. Koniec sezonu, jesteśmy w stolicy, a on nie w klubie? Nie, to nie byłby on - zażartował Słoweniec - Chcesz się mnie tak szybko pozbyć?
- Nie, nie chcę. Ale wolę, żebyśmy nie wzbudzali podejrzeń. A i jeszcze coś.
- Co takiego? - zapytał Peter z zaciekawieniem.
- Chciałabym Cię przeprosić, jeżeli poczułeś się jak marionetka, pluszowy miś do pocieszenia - Stoch podniosła się z poduszki.
- A żałujesz? - skoczek powtórzył jej ruch i spojrzał głęboko w jej tęczówki.
- Nie żałuję. Nie mam czego. Mam żałować wspaniałego wieczoru? - odrzekła z pewnością w głosie.
- Nie ma o czym mówić - złożył na jej ustach delikatny pocałunek - Idę się ubrać, chyba czas na mnie.
Ada tylko, onieśmielona, kiwnęła twierdząco głową.
Po około dziesięciu minutach chłopak wyszedł z łazienki, obdarzając ją uśmiechem i wyszeptał ciche "Do zobaczenia rano". Dziewczyna odwdzięczyła się tym samym, odpowiadając "Dobranoc"
Padła z powrotem na poduszkę. Spojrzała w biały sufit, a po jej policzku pociekła jedna łza. Czuła, że takiej bliskości nie otrzyma już długo. Nie myślała o Maćku, ale przyznała przed samą sobą, że poszłaby z Peterem i wykrzyczała mu "Widzisz, potrafię sobie radzić bez Ciebie".
Nie potrafiła. Miała mętlik w sercu. Nieśmiało pukał ktoś jeszcze, a Kot dalej nie dawał jej spokoju.
Ranek był słoneczny. Promienie słońca przebijały się przez szyby w oknach. Obudziła się z uśmiechem - pozwoliła sobie zasnąć jakiś czas po wyjściu Petera. Zdając sobie sprawę z tego, że niedługo odbędą się kwalifikacje szybko pomknęła się uszykować. Zapakowała aparat, by sprawić, że chwile spędzone tutaj będą wieczne poprzez przywoływanie chwil dzięki zdjęciom.
Po około dziesięciu minutach chłopak wyszedł z łazienki, obdarzając ją uśmiechem i wyszeptał ciche "Do zobaczenia rano". Dziewczyna odwdzięczyła się tym samym, odpowiadając "Dobranoc"
Padła z powrotem na poduszkę. Spojrzała w biały sufit, a po jej policzku pociekła jedna łza. Czuła, że takiej bliskości nie otrzyma już długo. Nie myślała o Maćku, ale przyznała przed samą sobą, że poszłaby z Peterem i wykrzyczała mu "Widzisz, potrafię sobie radzić bez Ciebie".
Nie potrafiła. Miała mętlik w sercu. Nieśmiało pukał ktoś jeszcze, a Kot dalej nie dawał jej spokoju.
Ranek był słoneczny. Promienie słońca przebijały się przez szyby w oknach. Obudziła się z uśmiechem - pozwoliła sobie zasnąć jakiś czas po wyjściu Petera. Zdając sobie sprawę z tego, że niedługo odbędą się kwalifikacje szybko pomknęła się uszykować. Zapakowała aparat, by sprawić, że chwile spędzone tutaj będą wieczne poprzez przywoływanie chwil dzięki zdjęciom.
- Ada, wychodź! Za niedługo kwalifikacje, a musimy jeszcze śniadanie zjeść! - krzyknął Kamil przez drzwi.
- Już, moment - westchnęła głośno, szybko chwytając torbę.
- No w końcu! - zaśmiał się Janek Ziobro - Porywamy Cię na coś dobrego do restauracji.
- Serio? Nie chce mi się stąd wychodzić - mruknęła.
- Mówiłem Ci coś przed wyjazdem - jej brat puścił oczko.
- Nie wystarczy Ci, że rozmawiam ze wszystkimi tutaj? I tak mi jest ciężko, a ty jeszcze to utrudniasz - warknęła.
- Zdania nie zmienię - powiedział Kamil stanowczo.
Ich dyskusję przerwały jęki Jurija Tepesa, który wyglądał za dobrze.
- Ma ktoś aspirynkę? Polopirynkę? Cokolwiek, byleby mnie łeb przestał boleć? Błagam! - Tepes teatralnie zapłakał.
- Ja coś mam - odezwała się Ada i pobiegła do swojego pokoju. W mgnieniu oka pojawiła się przy chłopakach, podając biednemu Jurijowi tabletki.
- Proszę - powiedziała przyjaźnie - Zjedz na śniadanie banana i popij kefirem, powinno pomóc i postawić Cię na nogi przed kwalifikacjami. I uważaj na te balangi.
- Niech Ci Bóg w dzieciach wynagrodzi, słodziuteńka! Masz u mnie dwa piwa, a nawet więcej, ile chcesz! Jak coś, to wiesz, gdzie mnie szukać - Tepes szybko pomknął do hotelowego pomieszczenia, w którym mieszkał przez te kilka dni.
- No co się tak patrzycie, chodźcie - uśmiechnęła się dziewczyna i szybko przemierzyła schody.
- Jasiek, a może tak ona z Jurijem... - zastanawiał się Kamil.
- Stary, chyba Ci maj za szybko do łepetyny wszedł - odpowiedział Ziobro - Oczadziałeś zupełnie, to nie facet dla niej. Jej potrzeba kogoś spokojnego. No przykładowo taki Prevc. O, on byłby dobry - zamyślił się Janek.
- Dobrą, jeszcze o tym pomyślimy. Niech Kot wie, kogo stracił - chłopcy przybili sobie piątki i wesołym krokiem zeszli na dół.
"Ale zanim pójdę, chciałbym powiedzieć Ci,
że miłość to nie pluszowy miś, ani kwiaty,
to też nie diabeł rogaty,
ani miłość, kiedy jedno płacze,
a drugie po nim skacze"
Weszła do hotelowej restauracji w dobrym humorze. Wszystko przez to, że rozbawiła ją sytuacja z "prawie umierającym" Tepesem. Wiedziała też, że to i tak, i siak nic go nie nauczy, więc niech trochę pocierpi. Teraz stał niedaleko niej, z miną zbitego psa.
Jej dobry humor jednak legł w gruzach po tym gdy zobaczyła zmierzającą ku niej postać. Maciek. W jej głowie pulsowała złość, a nieposklejane do końca serce znów zaczęło się rozpadać.
- Ada, możemy porozmawiać? - zapytał delikatnie Kot.
- Spieprzaj do swojej ukochanej. My nie mamy o czym już rozmawiać - warknęła, próbując odejść.
- Proszę Cię. Nie chcę niezgody - kontynuowała jej była miłość.
- Nie zapominaj, że to właśnie ty do niej doprowadziłeś. Tak, dokładnie ty - prychnęła i odeszła szybkim krokiem.
- Zaczekaj - złapał ją za ramiona - Pogódźmy się, zachowujmy się jak ludzie, budujmy szczęście osobno.
- Nie dotykaj mnie - szlochnęła - Na zgliszczach ciężko cokolwiek zbudować a muszę to robić po raz kolejny. Nie wiesz, co to jest miłość. Zostaw mnie w spokoju, po prostu.
- Ada, ja tak tego nie zostawię, rozumiesz? - krzyknął za nią Maciek.
- Ada, ja tak tego nie zostawię, rozumiesz? - krzyknął za nią Maciek.
Wróciła do restauracji. Zjadła śniadanie w milczeniu, absolutnie nie pokazując, że coś się wydarzyło. Miała mętlik w głowie. Nie potrafiła doprowadzić do zgody. Albo miłość, albo wojna. Ale przecież on może być szczęśliwy z kimś innym. A ona chciała dla niego tylko radości.
Postanowiła się przejść. Nie było wokół niej dużo ludzi, była to jeszcze pora posiłku. Po jej policzkach kapały łzy. Cisza, spokój... tego potrzebowała. Pomocnej dłoni również.
- Znów Cię skrzywdził... widziałem, co się stało - usłyszała znajomy głos.
Ona tylko pobiegła i wtuliła się w tors właściciela głosu. Pozwoliła, by łzy leciały dalej.
- Wszystko będzie dobrze. Musi być. Musisz być silna - wyszeptał jej do ucha.
"Miłość to żaden film w żadnym kinie,
ani róże, ani całusy małe, duże,
ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze"
Ona w tym momencie spadała w dół. On pociągnął ją ku górze.
_______________________________________________
Mamy kolejny part :)
Do końca ferii został mi tydzień, a ja troszkę się denerwuję - wyniki olimpiady z polskiego za pasem. Mam nadzieję, że może będzie na tyle dobrze, że będę zadowolona. Troszkę się z tym rozdziałem spóźniłam - pierwotnie miał się ukazać wcześniej, ale mam nadzieję, że to spóźnienie nie przeszkadza ^^
Dziękuję za każdy komentarz - czytam każdy, a motywują mnie jak diabli! Jeszcze raz dziękuję!
Pozdrawiam!