poniedziałek, 24 lutego 2014

zanim pójdę [3]


"Ile jestem ci winien? 
Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń? 
Ale kiedy wszystko już oddam, czy 
będziesz szczęśliwa i wolna?"

Obudziła się w opiekuńczych, słoweńskich ramionach. Zbliżała się godzina trzecia w nocy. Słychać było tylko szumiący wiatr i gdzieniegdzie szczekanie psa. Z cichym rozbawieniem patrzyła, jak jej towarzysz z uśmiechem walczył z objęciami Morfeusza.
Nie żałowała tego wieczoru. Po raz pierwszy poczuła się wyjątkowo. Peter w upojnych chwilach skupiał uwagę tylko na niej. Chociaż na chwilę zapomniała o tym, że ma problemy. On za pomocą kilku ruchów i pocałunków sprawił, że wszystko uleciało jak liść. Liść jednak, mimo, że fruwa na wietrze, nie znika.
- Długo nie śpisz? - nagle z rozmyślań wyrwał głos Prevca.
- Nie, tylko chwilkę? - uśmiechnęła się. Szczerze.
- Która jest?
- Pięć po trzeciej.
- Noc jest jeszcze młoda - zaśmiał się.
- Peter, a Jurij wyskoczył do klubu? Wiesz, żebyś nie wzbudzał podejrzeń, jak będziesz wracał - zapytała Ada.
- Wiesz, że on takiej okazji nie przepuści. Koniec sezonu, jesteśmy w stolicy, a on nie w klubie? Nie, to nie byłby on - zażartował Słoweniec - Chcesz się mnie tak szybko pozbyć?
- Nie, nie chcę. Ale wolę, żebyśmy nie wzbudzali podejrzeń. A i jeszcze coś.
- Co takiego? - zapytał Peter z zaciekawieniem.
- Chciałabym Cię przeprosić, jeżeli poczułeś się jak marionetka, pluszowy miś do pocieszenia - Stoch podniosła się z poduszki.
- A żałujesz? - skoczek powtórzył jej ruch i spojrzał głęboko w jej tęczówki.
- Nie żałuję. Nie mam czego. Mam żałować wspaniałego wieczoru? - odrzekła z pewnością w głosie.
- Nie ma o czym mówić - złożył na jej ustach delikatny pocałunek - Idę się ubrać, chyba czas na mnie.
Ada tylko, onieśmielona, kiwnęła twierdząco głową.
Po około dziesięciu minutach chłopak wyszedł z łazienki, obdarzając ją uśmiechem i wyszeptał ciche "Do zobaczenia rano". Dziewczyna odwdzięczyła się tym samym, odpowiadając "Dobranoc"
Padła z powrotem na poduszkę. Spojrzała w biały sufit, a po jej policzku pociekła jedna łza. Czuła, że takiej bliskości nie otrzyma już długo. Nie myślała o Maćku, ale przyznała przed samą sobą, że poszłaby z Peterem i wykrzyczała mu "Widzisz, potrafię sobie radzić bez Ciebie".
Nie potrafiła. Miała mętlik w sercu. Nieśmiało pukał ktoś jeszcze, a Kot dalej nie dawał jej spokoju.

Ranek był słoneczny. Promienie słońca przebijały się przez szyby w oknach. Obudziła się z uśmiechem - pozwoliła sobie zasnąć jakiś czas po wyjściu Petera. Zdając sobie sprawę z tego, że niedługo odbędą się kwalifikacje szybko pomknęła się uszykować. Zapakowała aparat, by sprawić, że chwile spędzone tutaj będą wieczne poprzez przywoływanie chwil dzięki zdjęciom.
- Ada, wychodź! Za niedługo kwalifikacje, a musimy jeszcze śniadanie zjeść! - krzyknął Kamil przez drzwi.
- Już, moment - westchnęła głośno, szybko chwytając torbę.
- No w końcu! - zaśmiał się Janek Ziobro - Porywamy Cię na coś dobrego do restauracji.
- Serio? Nie chce mi się stąd wychodzić - mruknęła.
- Mówiłem Ci coś przed wyjazdem - jej brat puścił oczko.
- Nie wystarczy Ci, że rozmawiam ze wszystkimi tutaj? I tak mi jest ciężko, a ty jeszcze to utrudniasz - warknęła.
- Zdania nie zmienię - powiedział Kamil stanowczo.
Ich dyskusję przerwały jęki Jurija Tepesa, który wyglądał za dobrze.
- Ma ktoś aspirynkę? Polopirynkę? Cokolwiek, byleby mnie łeb przestał boleć? Błagam! - Tepes teatralnie zapłakał.
- Ja coś mam - odezwała się Ada i pobiegła do swojego pokoju. W mgnieniu oka pojawiła się przy chłopakach, podając biednemu Jurijowi tabletki.
- Proszę - powiedziała przyjaźnie - Zjedz na śniadanie banana i popij kefirem, powinno pomóc i postawić Cię na nogi przed kwalifikacjami. I uważaj na te balangi.
- Niech Ci Bóg w dzieciach wynagrodzi, słodziuteńka! Masz u mnie dwa piwa, a nawet więcej, ile chcesz! Jak coś, to wiesz, gdzie mnie szukać - Tepes szybko pomknął do hotelowego pomieszczenia, w którym mieszkał przez te kilka dni.
- No co się tak patrzycie, chodźcie - uśmiechnęła się dziewczyna i szybko przemierzyła schody.
- Jasiek, a może tak ona z Jurijem... - zastanawiał się Kamil.
- Stary, chyba Ci maj za szybko do łepetyny wszedł - odpowiedział Ziobro - Oczadziałeś zupełnie, to nie facet dla  niej. Jej potrzeba kogoś spokojnego. No przykładowo taki Prevc. O, on byłby dobry - zamyślił się Janek.
- Dobrą, jeszcze o tym pomyślimy. Niech Kot wie, kogo stracił - chłopcy przybili sobie piątki i wesołym krokiem zeszli na dół.

"Ale zanim pójdę, chciałbym powiedzieć Ci,
że miłość to nie pluszowy miś, ani kwiaty,
to też nie diabeł rogaty, 
ani miłość, kiedy jedno płacze, 
a drugie po nim skacze"

Weszła do hotelowej restauracji w dobrym humorze. Wszystko przez to, że rozbawiła ją sytuacja z "prawie umierającym" Tepesem. Wiedziała też, że to i tak, i siak nic go nie nauczy, więc niech trochę pocierpi. Teraz stał niedaleko niej, z miną zbitego psa.
Jej dobry humor jednak legł w gruzach po tym gdy zobaczyła zmierzającą ku niej postać. Maciek. W jej głowie pulsowała złość, a nieposklejane do końca serce znów zaczęło się rozpadać.
- Ada, możemy porozmawiać? - zapytał delikatnie Kot.
- Spieprzaj do swojej ukochanej. My nie mamy o czym już rozmawiać - warknęła, próbując odejść.
- Proszę Cię. Nie chcę niezgody - kontynuowała jej była miłość.
- Nie zapominaj, że to właśnie ty do niej doprowadziłeś. Tak, dokładnie ty - prychnęła i odeszła szybkim krokiem.
- Zaczekaj - złapał ją za ramiona - Pogódźmy się, zachowujmy się jak ludzie, budujmy szczęście osobno.
- Nie dotykaj mnie - szlochnęła - Na zgliszczach ciężko cokolwiek zbudować a muszę to robić po raz kolejny. Nie wiesz, co to jest miłość. Zostaw mnie w spokoju, po prostu.
- Ada, ja tak tego nie zostawię, rozumiesz? - krzyknął za nią Maciek.
Wróciła do restauracji. Zjadła śniadanie w milczeniu, absolutnie nie pokazując, że coś się wydarzyło. Miała mętlik w głowie. Nie potrafiła doprowadzić do zgody. Albo miłość, albo wojna. Ale przecież on może być szczęśliwy z kimś innym. A ona chciała dla niego tylko radości.
Postanowiła się przejść. Nie było wokół niej dużo ludzi, była to jeszcze pora posiłku. Po jej policzkach kapały łzy. Cisza, spokój... tego potrzebowała. Pomocnej dłoni również.
- Znów Cię skrzywdził... widziałem, co się stało - usłyszała znajomy głos.
Ona tylko pobiegła i wtuliła się w tors właściciela głosu. Pozwoliła, by łzy leciały dalej.
- Wszystko będzie dobrze. Musi być. Musisz być silna - wyszeptał jej do ucha.

"Miłość to żaden film w żadnym kinie, 
ani róże, ani całusy małe, duże,
ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze"

Ona w tym momencie spadała w dół. On pociągnął ją ku górze.
_______________________________________________
Mamy kolejny part :)
Do końca ferii został mi tydzień, a ja troszkę się denerwuję - wyniki olimpiady z polskiego za pasem. Mam nadzieję, że może będzie na tyle dobrze, że będę zadowolona. Troszkę się z tym rozdziałem spóźniłam - pierwotnie miał się ukazać wcześniej, ale mam nadzieję, że to spóźnienie nie przeszkadza ^^
Dziękuję za każdy komentarz - czytam każdy, a motywują mnie jak diabli! Jeszcze raz dziękuję!
Pozdrawiam!

wtorek, 18 lutego 2014

tak się boję [2]


"Tak się boję,
o siebie, 

że zostanę sam

o swój psychiczny stan"


- Ada, będzie dobrze! - Ewa przytuliła ją, a potem objąwszy ją zaprowadziła do salonu. Kamil wziął jej rzeczy na górę, do jej pokoju, tam, gdzie miała mieszkać przez jakiś czas.
Nie spodziewała się, że kiedykolwiek jeszcze tu wróci. Przebywała w ich domu rozpoczynając pierwszy rok studiów artystycznych. Potem jednak zjawił się w jej życiu Maciek, mówiąc jej, że się w niej zakochał i jest dla niego ważna. Byli razem przez kolejne dwa lata, w międzyczasie przeżywając śmierć ukochanej starszego brata Maćka a zarazem jej przyjaciółki. Znosiła oskarżenia Kuby, a Maciek zawsze stawał po jej stronie. Teraz jednak straciła go i musiała sobie z tym poradzić. Nie wiedziała jednak, czy w ogóle się z tym pogodzi.

"Bo tyle siebie znam,
ile z ust twych usłyszę

ile obliczę sam 

z czarnych plam

życiorysu".


- Możemy zostać na chwilę same? - zapytała żona Kamila prowadząc roztrzęsioną Adę - Musimy porozmawiać jak kobieta z kobietą.
- Dobrze, nie przeszkadzam - uśmiechnął się lekko Stoch, podnosząc ręce na znak kapitulacji.
Kobiety usiadły na kanapie. Ada przytuliła się głową do oparcia i mocno podkurczyła nogi, jakby chcąc się odciąć od problemów, tego, co ją otacza.
- Pewnie myślisz, że to nie pierwszy i nie ostatni facet w moim życiu i że nie powinnam tak rozpaczać - powiedziała brunetka.
- Dobrze wiesz, że tak nie sądzę - Ewa objęła ją lekko - Dzięki Maćkowi udało Ci się poskładać choć trochę Twoje życie w spójną całość. Ale tak, dam sobie dwie ręce uciąć, że spotkasz w swoim życiu kogoś, kogo pokochasz jak Maćka.
- Nie, Ewuś... mój świat znów runął jak domek z kart. Z Maćkiem miałam spędzić całe życie, miałam się przy nim budzić przez te kilkadziesiąt dni w roku. To on miał być mężczyzną mojego życia - po policzkach Ady zaczęły cieknąć łzy.
- Nie mów tak. Twój książę jest bardzo niedaleko. Jesteś wspaniałą dziewczyną, uwierz w to, że zasługujesz na szczęście - uśmiechnęła się żona jej brata - Jeśli dasz radę, odpowiedz, co się stało, co się dokładniej u Ciebie działo.
Dała radę. Choć pojedyncze łzy podążały trasą przebiegającą przez jej twarz, opowiedziała wszystko. Wszystko o Kubie, Maćku, o tym, jak Twoje szczęście prysło jak bańka mydlana.
Czasami w życiu jest tak, że myśli się o tym, że pech nie omija. Wątpi się w siebie. Traci się wszystko, na czym bardzo zależy. Wtedy trzeba, mimo wszystko, trzeba się nauczyć żyć bez czegoś, kogoś. I choć coś lub ktoś mogło być jak narkotyk, życie okazuje się być w miarę skutecznym odwykiem. Nie można patrzeć wstecz, bo znów chce się wrócić do nałogu. A chodzi o to, by iść naprzód.
- Moje panie, ja nie chcę nic mówić, ale chyba musimy zacząć pakować rzeczy. Jutro Planica - zawołał z kuchni Kamil.
- Już wychodzimy, kochanie - uśmiechnęła się Ewa - Chodź, Ada, jutro nasz wielki dzień.
Wymieniwszy porozumiewawcze spojrzenie z blondynką natychmiast uciekła do swojego pokoju, by wziąć najbardziej potrzebne jej rzeczy. Od ubrań, iPada po ołówki i kartki papieru, do których była bardzo przywiązana.
Nie zauważyła w kieszeni swojej torebki czegoś, czego w ogóle nie powinno być. Zdjęcie jej i Maćka z czasów, kiedy układali plan na wspólne życie. Oboje uśmiechnięci, z milionami pomysłów. On pomagał jej uporać się z przeszłością. Teraz musiała dać sobie radę sama. Po jej policzkach wędrowały łzy. Położyła się na łóżku i pozwoliła łzom dalej kapać.
- Właśnie dlatego chcę, byś jechała do Planicy - usłyszała znajomy głos jej brata - Nie chcę już patrzeć, jak płaczesz, nie wiedząc, co zrobić, jak Cię pocieszyć - podszedł do niej i objął ją.
- Ty przecież nic nie musisz dla mnie robić.
- Muszę. Dalej jesteś moją małą siostrą - uśmiechnął się i odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy.
Może warto dać sobie pomóc?

Lubiła Planicę.
Wszystko działo się szybkim rytmem, zaprzeczając przeszłości. Tam odbywały się ostatnie konkursy Pucharu Świata i tam wszyscy wspólnie się cieszyli, bez niesnasek, a urazy były chowane bardzo głęboko. Wspólna zabawa, a także rozgardiasz, jaki panował na widowni, że każdy, bez względu na osiągane wyniki, był radosny. 
Ale teraz nie miała nastroju na zabawy. Była smutną outsiderką spacerującą pośród kilkuset wesołych osób - skoczków, osób ze sztabów szkoleniowych, rodzin. I wcale nie miała zamiaru tego zmieniać. Usiadła z daleka od ludzi na trawie, kładąc kartkę na kolanach i delikatnie sunęła po niej ołówkiem. Obok siebie postawiła plastikowy kubek z ciepłą cieczą, która okazała się być malinową herbatą. 
- Stochówna! Jak miło Cię widzieć! - usłyszała krzyk Piotrka Żyły.
- Cześć Piotrek! - wykonała coś, co miało być serdecznym uśmiechem. Nie miała jednak chęci na jakiekolwiek rozmowy. Ale, jak Kamil powiedział, "Planica jest najlepszym miejscem na nawiązywanie kontaktów międzyludzkich".
Zauważyła w oczach Wiewióra niepewność. Czuła, że stał między młotem, a kowadłem, między nią, a Maćkiem.
- Masz mi coś do powiedzenia? - zapytała lekko.
- Chciałem Ci powiedzieć, że jestem po Twojej stronie. To, co zrobił Maciek, było świństwem. Wierzę w Ciebie, dasz radę - Piotrek z serdecznością poklepał ją po plecach.
- Dzięki. Wiesz, takie słowa były mi potrzebne. Sama w siebie nie wierzę - westchnęła.
- To pora uwierzyć - jego oczy zrobiły się wyraźnie radośniejsze, a jego ręce pociągnęły ją prosto w stronę Słoweńców. Dokładnie, jednego Słoweńca.
- Piotrek, do cholery - zaśmiała się, nie zauważając, że zaraz zderzy się z jednym ze słoweńskiej ekipy - O Matko, bardzo Cię przepraszam - wybąkała przeprosiny w stronę Petera Prevca, który okazał się być jej wybawicielem, łapiąc ją z wyraźnym strachem wypisanym na twarzy.
- Nic się nie stało, Ada - zaśmiał się - Jak ja Cię dawno nie widziałem. Ale nic się nie zmieniłaś.
- Dopiero teraz poznałam, że to Ty. Witaj - kolejny pozytyw wyjazdu do Planicy, mogła pogadać z tymi, z którymi trochę czasu nie rozmawiałaś.
- Aż tak się zmieniłem? - zapytał.
- Ty się nic nie zmieniłeś - pojawił się na jej twarzy lekki zarys uśmiechu.
- Adeńka! No witaj! - usłyszałaś krzyk Jurija Tepesa. 
Przybiłaś mu piątkę.
- Tak się dawno nie widzieliśmy. Chyba porwiemy panienkę na jakieś piwko, no nie Peter? - zawołał ni z gruszki, ni z pietruszki Jurij.
- Na pewno, ale nie dziś - wykonała smutną minę, a Tepes z krzykiem "Jeszcze się umówimy" pobiegł do trenera.
- Co u Ciebie? - zaczął Peter - Słyszałem o Twoim roz... Ale nie mówmy o tym. Tu powinnaś się cieszyć.
- Może i tak, ale jakoś mi ciężko. A co u mnie? Studiuję, robię to co lubię. Na tym polu jest akurat dobrze - Ada spuściła wzrok.
Prevc usłyszał wołanie trenera, musiał już iść.
- Przepraszam. Pogadamy jeszcze? - upewnił się.
- Na pewno tak - uśmiechnęła się. Przypatrywała się z daleka sylwetce chłopaka biegnącego do trenera Janusa. Ucieszyła się, że miała kogoś, z kim mogła po prostu pogadać, kogoś spoza kadry. 
- Młoda! Gdzie ty się włóczysz? - krzyknął ze śmiechem nagle Janek Ziobro, który szedł z Kamilem.
- Już idę do Was - wróciła po zimną już herbatę i kart.ki. Na jednej z nich zauważyła napisany bardzo koślawym, charakterystycznym pismem liścik

"Gdybyś chciała któregoś z nas poderwać (zwłaszcza mnie, bo jestem piękny i boski, no to już wiesz) lub po prostu pogadać, wbijaj do pokoju 22.
Jurij"

Zaśmiała się w duchu i szybko podbiegła do chłopaków.

"Bo tyle siebie znam 
Ile z oczu twych wypatrzeć zdołam 
Ile zrozumiem szeptu pod stołem
Tak się boję..." 

W końcu wróciła do pokoju. 
Każdy, kto ją zobaczył, chciał z nią pogadać, wypytać, co się u niej dzieje. Nie miała już na to ochoty, w duchu była nawet trochę zła na Kamila, że naraził ją na rozmowę z rozentuzjazmowanym tłumem ludzi.
Nie chciała niczego innego, tylko płaczu. 
Ułożyła twarz w poduszkę i pozwoliła, by łzy moczyły poduszkę. To, że nieopodal słyszała głos Maćka, sprawiało, że więcej łez leciało jej po policzkach. Niedługo dane jej było płakać, bowiem do jej uszu doszedł dźwięk pukania do drzwi. O dziwo, poszła szybko otworzyć. Potrzebowała też obecności drugiej osoby. Łaknęła dotyku, dobrego słowa.
- Przeszkadz... Ty płakałaś - szepnął jej gość... Peter.
- Proszę, wejdź - powiedziała, pospiesznie ocierając łzy. Szybko zamknęła drzwi.
- Mogę Ci jakoś pomóc? - zapytał troskliwie.
- Nie wiem, Peter - delikatnie zbliżyła swoją twarz do jego. Spojrzała głęboko w jego oczy, po czym musnęła jego usta. Nie wiedziała, co robi.
Pragnęła przecież, prócz płaczu, jeszcze ciepłego dotyku i dobrego słowa.
Wpiła się mocniej w jego wargi. On, zaskoczony, delikatnie się odsunął i zapytał.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
Kiwnęła głową, po czym na nową zaczęła badać fakturę jego warg. Peter zaczął odwzajemniać pocałunek.
Po kilku minutach obdarowywał jej ciało wieloma pocałunkami, czule się z nią obchodząc. Ona zaś w końcu dostała to, co chciała - ciepły dotyk i dobre słowo. I odwdzięczała się za to, błądząc ustami po jego torsie.
Po wszystkim położyła się na jego klatce piersiowej, czując nierówny rytm bicia jego serca i wykonywane oddechy. Zasnęła.
- Gdybyś tylko zdołała jeszcze mnie pokochać - westchnął, całując ją w czoło.
Bo on, Peter Prevc, ten, który ponoć nie miał czasu na miłość, coś ukrywał. Ukrywał, że się zakochał.

Planica to najlepsze miejsce na nawiązywanie kontaktów międzyludzkich. Mało kto jednak wie, jak bardzo bliskich.

___________________________________________________
Jest i Peter! Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni z tego, co tu nabazgrałam. Tak trochę słodko-kwaśno wyszło. No i trochę gorzkiego.
Ferie póki co wykorzystuję, zarówno twórczo, jak i sportowo. Mogę być zadowolona z tych dwóch dni, jak na razie. Oby było jeszcze lepiej!
Pozdrawiam! :)

sobota, 15 lutego 2014

jeszcze, jeszcze [1]


"Dzień, który zaczął się marnie
I marnie skończy się.
Może strułem się jabłkiem
Nie wyspałem"

Znów w domu państwa Kot panowała nerwowa atmosfera. Choć była taka zawsze, gdy ta dwójka nienawidzących się ludzi się spotykała, to tego dnia osiągnęła apogeum.
Miała dosyć. Miała dosyć pretensji starszego brata jej chłopaka, który obwiniał ją o wszystko, co się dało. Nie potrafiła słuchać ciągłych obelg, wykrzykiwania opinii, jakoby miała zmieniać Maćka na gorsze. Co bardziej bolesne, Kuba obwiniał ją o coś, na co nie miała żadnego wpływu, o coś, gdzie nie było jej żadnej winy.
A jednak on mówił, że Agata zmarła przez nią. Że to przez nią stracił swoją narzeczoną. Ada nie spowodowała wypadku samochodowego w Zakopanem, o którym było tak głośno. Ona tylko była pasażerem. Ale jej winą według starszego z braci Kot było to, że to ona namówiła jego ukochaną na wyjazd. Żył w błędnym przeświadczeniu, że gdyby nie ta namowa, Agata dalej by żyła. Nie rozumiał, że nie wolno w życiu gdybać, gdy nie ma się wpływu na jakieś zdarzenie, że czasu nie cofnie. Nie rozumiał, że los idzie swoim biegiem i nawet gdyby przeżyła, to mogłaby zginąć w każdym innym wypadku. Na siłę szukał winnego, chociaż winna była Agata. Ale kochał ją tak, że nie dopuszczał tego do swoich myśli. Krzywdził tym zarówno siebie, jak innych
Kłótnia się skończyła tak, jak zwykle - Kuba uciekł do innego pokoju, zaś Ada na kanapie układała się w kłębek, próbując się uspokoić. Brakowało jeszcze Maćka wpatrującego się w drzwi przed chwilą zamknięte przez jego brata jak ciele w malowane wrota, potem interweniującego.
Teraz jednak młodszy z Kotów chodził nerwowo po kuchni, mając minę zbitego psa. Wyglądał tak, jakby coś w sobie tłumił, a to coś miało zaraz wybuchnąć.
- Powiem jej to po południu - mruknął sam do siebie i usiadł na krześle.

Spała.
Otwierając leniwie oczy zauważyła trzy osoby, które przyglądając się jej uważnie dyskutowały między sobą.
- O, kretynka wstała - prychnął Kuba.
- Jakub, teraz wiesz, o czym mówię. Skupiasz się na zatruwaniu życia Bogu ducha winnej dziewczynie, zamiast na skakaniu. I widać skutki - krzyczał pan Rafał.
- Zatruwam jej życie, tak jak ona zatruła je mi - syknął jego starszy syn i wyszedł.
- Wiecznie niezadowolony panicz Jakub Kot w końcu wyszedł - prychnęłaś.
- Przepraszam Cię za niego. Widzę, że nie dajesz sobie rady z tym wszystkim - westchnął pan Kot.
- To on powinien przeprosić - szepnęłaś.
- Tato... zostaw nas na chwilę samych - powiedział z powagą Maciek.
Pan Rafał kiwnął głową i opuścił pokój.
- Maciek, co tu do cholery się dzieje? O czym rozmawialiście? - zapytała podniesionym głosem Ada.
- Rozmawialiśmy o Kubie, ale nie dlatego jesteśmy sami. Muszę Ci powiedzieć coś, z czym zbierałem się długo.
Widział w jej oczach strach, niepewność, sam to czuł. Ale nie mógł jej dłużej oszukiwać. Jest ona zbyt dobra, zbyt delikatna, by ją tak krzywdzić. Miał wyrzuty sumienia, choć uczuć nie mógł oszukać.
- Aduś, na początek przepraszam za to, co wydarzy się potem. Wiem, że będziesz rozżalona i pewnie mnie znienawidzisz - oczy dziewczyny przybrały rozmiar pięciozłotówek - Nie mogę jednak tego przed Tobą ukryć - spuścił wzrok na podłogę.
- O co chodzi? - szepnęła wystraszona Stoch. Nie spodziewała się, że usłyszy takie słowa od niego.
- Ja... zdradziłem Cię. Kocham inną - powiedział cicho, po czym głośno westchnął.
Potok łez zbierał jej się pod powiekami. Właśnie straciła kolejną osobę, na której bardzo jej zależało. Znów traciła grunt pod nogami. Znów to, co miesiącami skrupulatnie układała, rozpadło się. Jej życie przypominało domek z kart.
- Od kiedy? - syknęła próbując opanować emocje, przygryzając wargę. Maciek milczał, próbując jednak coś siebie wydusić.
- No odpowiedz, do cholery! - krzyknęła.
- Od czterech miesięcy - policzki Maćka pokryły się różem.
- Od kiedy? Od czterech miesięcy? To przez tyle czasu kłamałeś, że mnie kochasz?! - jej serce wybuchło, bo źle ulokowało swe uczucia.
- Ada, to nie taki, ja po prostu się w niej zakochałem, ale dalej jesteś dla mnie kimś ważnym - Maciek cicho próbował się usprawiedliwić.
- Tak po prostu. Wiesz co? Jesteś pierwszą osobą, którą znienawidziłam po chwili. Nie chcę Cię znać - emocje, które w niej drzemały ukazały się w postaci czerwonego śladu na policzku jej byłego partnera. 

"I może sama powiesz mi
jak mam powiedzieć to Tobie,
że już nie kocham Cię, nie chcę,
że kiedy patrzę na to, jak jest,
już nie przechodzą mnie dreszcze
już nie brakuje mi powietrza
już nie wołam jeszcze, jeszcze, jeszcze..."

Wybiegła z pokoju. Zobaczyła usatysfakcjonowaną minę Kuby i pana Rafała szepczącego "Maciek, coś ty najlepszego zrobił?" Drżącymi rękami chwyciła telefon. 
- Gdzie ten numer do Kamila? - spytała samą siebie w myślach, szperając po rzędach literek w książce telefonicznej. Wybrała jego numer. Po kilku dźwiękach usłyszała jego spokojne, jak zawsze, "halo".
- Kamil, znów tracę to, co dla mnie najważniejsze - załkała.
- Maciek? - zapytał krótko Stoch z troską w głosie.
- Tak. Zdradził mnie. To koniec.
- Za niedługo będę. Spakuj się - skwitował krótko.
Po zakończenia połączenia wbiegła do pokoju, by spakować swoje rzeczy. Ujrzała tam tak znienawidzonego przez nią Kubę, który najwyraźniej znalazł pretekst do wbicia kolejnej szpilki w serce dziewczyny.
- Nareszcie stąd się wyniesiesz - zaśmiał się szyderczo.
- Za to ty na razie wyniesiesz się z tego pokoju - syknęła. Wypchnęła go z wejścia do pomieszczenia, a on potknął się i złapał się za kostkę. Ada złapała torbę i zaczęła pakować rzeczy. Spojrzała jeszcze z żalem na Maćka, który przyglądając się jej sylwetce westchnął głośno.
- Co tak wzdychasz? - warknęła - Wyjdź i nie dręcz mnie już, jak widzisz, Twój braciszek potrzebuje trochę pomocy - rzuciła okiem na Kubę próbującego doprowadzić do porządku kostkę - Zaraz mnie tu nie będzie.
- Ada, ja chciałbym... - zaczął Maciek
- Wiesz co, nie przepraszaj. Skoro z nią będziesz szczęśliwszy... powodzenia, chociaż ty masz szczęście - mruknęła, ocierając łzę. 
Bo jeżeli się kogoś kocha, to pragnie się dla tej osoby szczęścia, nawet jeśli to szczęście będzie miał z inną osobą u boku. A Adrianna Stoch kochała Macieja Kota. I jeżeli on ma być szczęśliwy z inną, ona musi mu dać odejść. Bolało ją jednak to, że od czterech miesięcy żyła w błogiej nieświadomości. Ale kochała Go, więc chciała dla Niego szczęścia.
Po kilkudziesięciu minutach, gdy atmosfera nieco wystygła Ada wyszła z domu państwa Kot ze swoimi rzeczami i z Kamilem. Nie podejrzewała, że on zachowa aż tyle spokoju. Obeszło się bez awantur. Kamil bowiem uznał, że załatwią wszystko podczas ostatniego konkursu w Planicy.
- Jedziesz do Planicy ze mną. To już postanowione, nie przyjmuję odmowy - powiedział stanowczo, ale z uśmiechem.
Zbladła.
- Kamil, ja nie chcę - odrzekła zdecydowanym głosem.
- Nie interesuje mnie to - mruknął - Nie pozwolę Ci zamknąć się na ludzi, jak po śmierci Agaty. Planica to najlepsze miejsce na nawiązywanie kontaktów międzyludzkich.
- Błagam Cię, Kamil. Mam dosyć Maćka, Kuby, ludzi. Muszę to odchorować - jednak i te argumenty okazały się uderzaniem głową z mur. A głową muru nie przebijesz.
- Odchorujesz to tam, z ludźmi - uśmiechnął się triumfalnie jej starszy brat.
Westchnęła głośno. Nawet gdyby przykleiła samą siebie super-klejem do łóżka, on i tak zabrałby ją na ostatnie konkursy Pucharu Świata. Miała tylko nadzieję, że ich wszystkich w tej Planicy nie pozabija. Aspołeczność się obudziła...
_______________________________________________
Już jestem, ze złym Kubą, ze zdradą Maćka, z troskliwym Kamilem, z buntowniczą i mocno skrzywdzoną Adą, ale bez Petera! Jeden z głównych bohaterów niedługo się pojawi ;))
Po stresie związanym z olimpiadą  zaczęłam już ferie na całego! Będzie pisanie! :) Dziś też trzymamy kciuki za Kamila, Janka, Maćka i Piotrka! Głęboko wierzę, że będzie pięknie!
Pozdrawiam!